poniedziałek, 29 grudnia 2008

Genetyka mendlowska

Po długiej nieobecności postanowiłam, że wreszcie przeprowadzę reaktywacje. Z dwóch powodów. Po pierwsze kocham koty i chce o nich pisać. Drugi powód jest bardziej prozaiczny: póki pisałam utrzymywałam jakąś równowagę między szkołą a rozrywką, a teraz dosyć, że wszystko bierze w łeb, to jeszcze wpadłam w zamknięty krąg niepowodzeń. Trzeba czasem się odstresować i zapomnieć, a najlepiej przy tym co się kocha. Ostatnio dostałam zbiór czterech tysięcy pytań do testów z biologii dla licealistów i kandydatów na wyższe uczelnie. Mimo, że rok wydania to 1993, pytania i odpowiedzi są dziwnie znajome. Czytając miałam dziwne wrażenie deja vu ze sprawdzianów. A szczególnie, kiedy doszłam do genetyki. I znów widziałam krzyżowanie żółtych myszy, kolorowych świnek morskich i nakrapianych kurek. Znalazłam jednak jedną ciekawą krzyżówkę o kotach. Dlaczego więc nie rozmnożyc ich wirtualnie zgodnie z treścią zadania?
Czarna sierść kotów perskich dominuje nad kawową sierścią kotów syjamskich, natomiast długa sierść kotów perskich jest recesywna w stosunku do krótkiej sierści kotów syjamskich. Skrzyżowano czystej rasy czarnego długowłosego persa z czysto krótkowłosym syjamczykiem. Jakiego fenotypu można się spodziewać w pokoleniu F1 i F2?
Oto rodzice pierwszego pokolenia:

W naszym przypadku to dumny czarny kocur perski i syjamka starego typu. A teraz zobaczmy jak na tzw. szachownicy wyjdą nam możliwe kombinacje genów. Dla wyjaśnienia podam, co oznaczają podane litery: K,k - kolor; D,d - długość futra; K - czarny kolor futra, cecha dominująca; k - kawowy kolor futra, cecha recesywna czyli w spotkaniu z cechą dominująca nie ujawnia się; D - krótkie futro, cecha dominująca; d - długie futro, cecha recesywna. W powyższej krzyżówce widać, że wszyscy potomkowie tej pary będą mieli identyczne geny, czyli KkDd, co oznacza, że będą to małe czarne kulki z krótkim włosiem, mniej więcej takie: A teraz skrzyżujemy właśnie dwa takie osobniki, aby otrzymać drugie pokolenie. Oto nasi rodzice: A więc szachownica będzie wyglądać tak: Analizując tą tabelę mozna zauważyć, że prawdopodobieństwo narodzin czarnego kota z krótkim włosiem wynosi 9, z długim 3, natomiast o kawowym umieszczeniu odpowiednio 3 i 1. Wszystko to jest zgodne z pierwszym i drugim prawem Mendla, które brzmią:
  1. Pierwsze prawo Mendla (prawo czystości gamet) - każda gameta wytwarzana przez organizm posiada tylko jeden allel z danej pary alleli genu. Wynika z tego, że każda Komórka płciowa musi zawierać po jednym genie z każdej pary alleli.
  2. Drugie prawo Mendla (prawo niezależnej segregacji cech) - geny należące do jednej pary alleli są dziedziczone niezależnie od genów należących do drugiej pary alleli, w związku z czym w drugim pokoleniu potomnym (F2) obserwuje się rozszczepienie fenotypów w stosunku 9:3:3:1 . (definicja pochodzi z Wikipedii)

Dla wyjaśnienia allelami w naszym przypadku są litery K, k, D, d. Prawa te zostały sformułowane w XIX wieku przez Grzegorza Mendla, kiedy o genetyce nic nie wiedziano, ani też nie wierzono w możliwość ingerencji w to co stworzyła natura. Prawa te, zakonnik sformułował na podstawie obserwacji zmienności cech u grochu zwyczajnego. Na jego szczęście jego przełożony nie wyraził zgody na wprowadzenie w etap realizacji wcześniejszego zamiaru rozmnażania myszy, ponieważ to co po wielu latach hodowli dało się zauważyć u roślin, u bardziej skomplikowanych organizmów byłoby trudne. Życie jak zwykle bywa bardziej skomplikowane. A kto wie czy gdyby nic z tych badań nie wyszło, dzisiaj mielibyśmy niebieskie róże i odporne na warunki odmiany kukurydzy... Jednak w czasach Mendla jego pracy o dziedziczności nie doceniano. Kpiną losu jest to, że dziś jego imię kojarzy większość z tego powodu, a nie za doceniane za jego życia badania meteorologiczne.

Wracając do naszych kotków. Oto wszystkie możliwe kombinacje: Czy nie są śliczne? ^^

Wszystkim zyczę udanego roku 2009, spełnienia marzeń i wytrwaniu w postanowieniach!

sobota, 27 września 2008

Formalina

Wieczór, 26 września, Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, Collegium Anatomicum, Katedra i Zakład Anatomii Prawidłowej, jedna z sal...
Noc Naukowców
Skąd wzięłam się w tak dziwnym miejscu? Wszystko z powodu Nocy Naukowców organizowanym w wielu miastach naszego jak, nie patrzeć, nie do końca normalnego kraju. Nasza klasa i pierwsza biochemu udaliśmy się na Uniwersytet Medyczny, przedtem odwożąc drugą mat-fiz na Politechnikę Poznańską. Noc Naukowców to jak nie patrzeć ciekawy pomysł. Można za darmo posłuchać ciekawych wykładów (np. o kacu) i zobaczyć uczelnie na których kiedyś będzie się uczyło lub nigdy nie będzie okazji nawet ich zobaczyć z zewnątrz. Wszystko w ramach idei rozpowszechniania wiedzy. Weszłam z Świstaczkiem na drugie piętro Collegium Anatomicum. Stałam przed szklanymi drzwiami Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej. Drzwi tak podobne jak te w Puszczykówku. Wydawało się, że znalazłam się przed salą operacyjną. Czekałam. Tłum robił się coraz gęstszy, co chwilę ktoś się przeciskał jako, że niefortunnie cała grupa stała w przejściu na schody, a za drzwi wychodziły pojedyncze osoby. W końcu weszliśmy. Korytarz, następne drzwi. Z lewej strony było kilka wejść do pomieszczeń, z drugiej umywalki, wiele umywalek.
Formalina
Weszliśmy do pierwszej sali ponumerowanej jako A. Na środku ludzki szkielet, w pudłach natomiast różnorodne kości. W kolejnych pomieszczeniach natomiast były ludzkie serca i płuca wyciągnięte z formaliny. Ponoć były też jelita, żołądek i nerka, ale drzwi były zamknięte, gdy byłam w tamtej części budynku. Najbardziej jednak dziwnym widokiem były dwa stoliki przykryte białą tkaniną. A raczej nie stoliki, ale to co leżało na nich. Na obu były szczątki ludzkie. Może trudno w to uwierzyć, ale były to autentyczne kończyny. Obdarte ze skóry, jedynie na dłoniach i stopach zachowana była skóra i paznokcie. To było dziwne. Widać, że owe "rzeczy" były często używane na różnych pokazach dotyczących anatomii. Rzeczy? Preparaty? Nie wiem jak to nazwać. Z jednej strony nie widzieliśmy tam twarzy, a leżały tak jak różne modele używane na lekcjach. Każdy mógł je potknąć, podnieść, zgiąć nogę specjalnie przeciętą tak, aby było widać funkcjonowanie kolana. Dzieci, dorośli... I to było dziwne... Przecież to był kiedyś człowiek... Przez to wszystko i te dzieciaki będę znowu rozmyślać o wartości człowieka. Ale przecież to blog o kotach, a nie wycieczce. Co więc może mieć wspólnego? Ano w jednej z sal, w gablotach poustawianych pod ścianą był kotem. Mały kotek. Rozcięty na pół, rudy, wielkości świnki morskiej, która była zresztą obok. Ale co robił taki preparat (z braku lepszego określenia) na medycynie? Łapki rozłożone na szerokość pojemnika, z lewej strony ogonek. Rudy, tak chyba rudy. Nie wiem czy formalina zmienia kolor różnych rzeczy. Wiem tylko, że powoduje wymywanie jonów wapnia z kości, co doprowadza do tego, że kości stają się elastyczne jak... plastelina! Wyróżniały się dwa kolory: niebieski i czerwony. Taaa... Nietrudno zgadnąć kiedy jest się na biochemie i przeglądało podręcznik co to znaczy: oto mamy z do czynieniem z układem krążenia u ssaków.
Serduszko puka w rytmie cza-cza
Serca ssaków są bardzo podobne do siebie. Nie wiem na ile jednak podobne jest serce człowieka i kota typu domowego. Cóż po tym co widziałam na pokazach, muszę stwierdzić, że jest to organ bardziej skomplikowany niż to przedstawiają na obrazkach. Zresztą można to zauważyć np. u świni, której serce jest bardzo podobne do ludzkiego (no rzadko nawet gdy mamy na obiad przyrządzić je zastanawiamy się pewni jak ma się to analogicznie do /tu wstawić odpowiednią nazwę ssaka/),. W każdym razie w stosunku do świńskiego narządu są prowadzone próby przeszczepienia człowiekowi. Ale wracając do kotów i mając świadomość, że jest ono mniejsze niż powyższych gatunków. Ogólny plan budowy prezentuje się następująco: Serce jest czterodziałowe: składa się z dwóch komór i przedsionków. U osobników dorosłych ponadto zachował się tylko lewy łuk aorty (to ta gruba rura między tymi dwoma niebieskimi u góry, co wygląda jakby zawracała). To rozróżnia serce kota od wróbla, który jako ptak ma zachowany prawy łuk aorty. Serce ma za zadanie pompować krew tak aby wszędzie docierała. Na krew składają się: - osocze - ciecz, składająca się z wody (90%) i białek (10%); - erytrocyty przenoszące tlen i około 20% dwutlenku węgla; - limfocyty (krwinki białe), mające wiele ważnych zadań; - trombocyty (płytki krwi) odpowiedzialne za krzepnięcie krwi. Zresztą erytrocyty czyli krwinki czerwone z boku wyglądają jak biszkopt, a góry jak talerz. Spowodowane jest to tym, że u ssaków nie występuje w tych komórkach jądro, co ogranicza ich własne procesy do minimum zużywania tlenu, jednocześnie skracając im życie. Oczywiście są wyjątku. Tymi wyjątkami są lama i wielbłąd, które mają te komórki w kształcie kulki podobnie jak na przykład rechoczące wieczorami żaby. Krew jest tkanką łączną, tak samo jak tkanka kostna tworząca kości, chrzęstna (chrząstka) i tłuszczowa, będąca zmorą dla osób dbających o linię, a których komórek nie da się usunąć, a tylko zmniejszyć. Jednak w porównaniu do innych krew jest tkanką płynną, która krąży w dwóch obiegach. Poza tym jest ona czerwona, bo posiada barwnik znany wszystkim jako hemoglobina. No i właśnie dzięki temu barwnikowi komórki mogą przenosić tlen, ponieważ wchodzą w nietrwałe związki. Krew krąży w dwóch obiegach: małym i dużym. Mały polega na tym, że ciężarówka (erytrocyt) jedzie z bazy (serca) do punktu przerzutowego (płuc), gdzie zabiera towar za granicy organizmu, a mianowicie tlen. Następnie wraca do serca, skąd jest odsyłane do punków skupu, czyli komórek, które maja zapotrzebowanie, a następnie wracają do serca, czasami mając na lawecie dwutlenek węgla. Dlaczego to takie ważne? Niektóre organy jak mózg potrzebują tlenu, bo inaczej w kilka minut obumierają. W przypadku najbardziej wrażliwego na niedobór tej cząsteczki (tlen zawsze występuję w cząsteczce na którą składają się dwa atomy tlenu - no cóż najważniejsza informacja w równaniach i na lekcji chemii) czyli już wspomnianego mózgu po prostu następuje śmierć. Nie wiem niestety co dzieje się dalej ze świadomością. I chyba nikt tego nie wie. I tu bardzo ważne jest serduszko. Działa jak pompa. Zbudowana jest z tkanki poprzecznie prążkowanej serca, która kurczy się niezależnie od naszej woli, szybko i rytmicznie. Jest to tkanka poprzecznie prążkowana ponieważ, gdy ktoś miałby okazje włożyć ją pod mikroskop świetlny, to zobaczy paski/prążki. Tak naprawdę to tylko efekt świetlny, złudzenie optyczne. Hmm, mówiąc szczerze chciałabym widzieć jak wyglądamy w oczach kota, psa, motyla lub pszczoły. Mogło to być bardzo ciekawe doświadczenie. Może biały kot wcale nie jest biały, z czarne, nie jest czarne? No więc te komórki mięsni tworzą siatkę, dzięki czemu jak serce się kurczy to kurczy się ze wszystkich stron. Samo też jest otoczone błonami i naczyniami krwionośnymi, aby nie umarło. Tak, serce jest bardzo ważnym narządem. I kto mówi, że człowiek jest tak strasznie wyjątkowy? Przepraszam, że trochę przynudzałam, ale nabrałam ochoty na ogólny układ u ssaków. Zresztą moje inspiracje już podałam na samej górze. Jestem zmęczona, niewyspana, nie mam na nic czasu i wszystko przez szkołę! Ale bez szkoły w obecnych czasach bardzo niewiele się osiągnie. Chyba, że ma się mocne tzw. plecy. Hmmm... Tata patrzy za jakąś małą działką, w którą się ulokuje oszczędności (chyba nie ma osoby co nie wie o krachu i rosnącej inflacji). A jeśli się to uda spełnię jedno marzenie. I będę bliżej spełniania drugiego, a właściwie drugich, co chodzą na czterech łapach... Marzenia, dobra rzecz.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Helskie koty

Hel czyli pobyt 410 km od domu
Skończyły się moje wakacje, które spędziłam z rodzicami na Helu. Pamiętam jak tam wyglądało 6 lat temu, kiedy mało kto wiedział o tym miejscu. Pustki na ulicach, toaleta, że lepiej nie mówić, fokarium z jednym basenem, na plaży nie działo się nic i ta drożyzna! A teraz? Ludzi jak mrówek, którzy zjeżają się na plaże, Muzeum Obrony Wybrzeża (przyznam się, że właśnie w pierwszym roku spacerowałam z rodziną po bunkrach z latarką, uważając, żeby nie wpaść w dziurę lub wejść w kolejną kałużę - i to było najlepsze, tak chce zapamiętać te miejsce) albo do fokarium z okolicznych miejscowości w pochmurne dni. Ale przynajmniej nasza wagonowa toaleta prezentuje o niebo lepszy standard. Chyba nawet jest tam trochę lepiej niż u nas w mieszkaniu, ale cóż nasza domowa ma już swoje lata i stare zatykające się rury. Nawet w fokarium przez te lata zaszły zmiany. Zbudowano dwa dodatkowe, ale też płytsze baseny, uruchomiono muzeum, zmarły dwie foki w tym niezapomniany Balbin, a także: podniesiono opłatę za wstęp! Na plaży, w mieście (niepotrzebne skreślić) co chwilę jakieś wydarzenia: jak nie aerobik i możliwość przejażdżki bananem, to pokazy wojskowe, desanty i tak dalej... Teraz trzeba iść daleko w bok w piasek, bo połowa miejsc na plaży jest zajęta przez stragany i łodzie motorowe dla ludzi z kasą. Ale za to zlikwidowano zjeżdżalnie, która była tam od początku moich przyjazdów na turnusy zakładowe. Nawet ta drożyzna znikła, bo... Zbudowano w tym roku Polo!

A ja kochałam ten dawny Hel. Nawet w tym roku dziki się zbuntowały i podchodziły pod wagony. Sklepik już w tamtym roku zlikwidowano, ale w tym znikły też ostre psy co chodziły na tamtym miejscu. Tylko koty zostały...

Wokół wagonu

A tam koty wydaje się, że takie zwykłe dachowce. Mimo, że spotkać można tam wiele ras psów, nawet tak egzotyczne jak ten najmniejszy na świecie, a którego nazwy nie potrafię poprawnie napisać, to rasowych kotów ani śladu. Ale za to tamte dachowce są niezwykłe. Ten kolor, deseń na futrze zapada w pamięć. Chyba jednym z pierwszych jakie spotkałam był zwykły burasek w poprzeczne czarne (a może o kolorze takim jak ma gorzka czekolada) pręgi. Niby niczym takim się nie wyróżniał, ale ta wielkość! Jak siedział pewnego razu na wydmie w pobliskim lasku, to nie wiedzieliśmy czy to kot czy jakiś nie wyrośnięty ryś! Wspaniały, tylko te uszy nieproporcjonalnie małe. Jednak najbardziej będę pamiętała innego, który kilka razy mignął przed wagonem. Biały kot w kilka dość dużych szarych, nie, nie szarych, ale srebrnych łat w prążki. Dość duży, widać też było, że nie posiada właściciela. Taki wychudzony i ten ogon! Właśnie ogon, po nim zawsze go rozpoznawałam, ponieważ miał ucięty. Nie wiem dlaczego i to z pewnością pozostanie tajemnicą dla mnie. Czasem było mi go szkoda. Gdyby miał dom lub kogoś kto by się nim opiekował cały rok naprawdę byłby wspaniały. Jednak ponoć starych drzew się nie przesadza...

Mam nadzieje, ze takiego losu nie doświadczy ten mały kotek co siedział kilka razy jak szłam na miasto. Ot taki zwykły czarno - biały (ale więcej tego białego miał, o wiele więcej). Jednak niezwykle dziki. Spoglądał z wysokiej trawy na nas, ale niech ktoś tylko się zbliżył bliżej niż półtora metra: czmychał szybko znikając z oczu.

Na stacji natomiast widziałam, najczęściej w godzinach popołudniowych wylegującego się na słońcu, brązowego kota. Brązowy? Ale tylko z daleka! Z bliska okazywało się, że to szylkretka (na 99% kotka) w malutkie rude i czarne łatki. Śliczna. Była też jedynym kotem, który pałętał się w pobliżu naszego ośrodka, a którego widziałam także na mieście. Niestety przez ostatnie dni pobytu w kurorcie już go nie spotkałam.

Czarno - białe cztery łapy

Na mieście królowały koty w wersji czarno - białej. Najczęściej spotykałam typowe diabelskie zwierzę przynoszące pecha... Jasne... A ja jestem czarownicą... Ale wracając do tego czarnulka. Nie bał się on ludzi jak tamte, ale widać było, że jest zaniedbany. Skłutonione futro było tego najlepszym dowodem. Pozostało tylko mieć nadzieje, że nie było to spowodowane jakimiś problemami zdrowotnymi.

Dzień przed wyjazdem siedząc na ławce i czekając na mamę (właśnie wróciliśmy z plaży, na którą ona nie poszła) tata wskazał mi na bramę. No brama jak brama: zielona, ale pod bramą byczył się potężny czarno - biały kot. Ciekawie to wyglądało, bo połowa jego ciała znajdowała się z jednej strony furtki, a druga oczywiście z drugiej. Kolory też miał w podobnej proporcji. Leżał i spał. Chyba zmęczył go tego dnia panujący upał, bo wylegiwał się w potężnym cieniu.

A w Gdyni też widziałam kota. Szukając reklamówki (na molo nie ma czego szukać jakiegokolwiek kiosku) na darmowe picie rozdawane na molo (trochę tego się uzbierało) zobaczyłam jak siedzi na trawniku czarno - biały kot. Taki typowy, a jednak go zapamiętałam jako, że był to jedyny jakiego widziałam w tamtym mieście.

Był jeszcze jeden kot o tym umaszczeniu. Charakterystyczne było to, że miał białą bródkę a reszta pyszczka czarna. Często kręcił się po ośrodku Tarnowskich Gór.

Sejmik i kocia arystokracja

Raz jak szłam na miasto wieczorem widziałam dziwne zjawisko. Chyba z pięć kotów (wszystkie dorosłe) zjawiło się w jednym miejscu. Nie było tam jedzenia, picia, nic... A do tego jedyne czym się zajmowały to siedzeniem w jednym miejscu i patrzeniu na dróżkę, gdy chodzili po niej ludzie. Kilka stamtąd odchodziło. Dziwne. Naprawdę nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.

Wtedy pierwszy raz spotkałam się z jedną kotką. Widziałam ją wtedy tylko z tyłu. W tej pozycji powiedziałabym, że to rosyjski niebieski. Ten kolor futra wspaniale odbijał się na tle innych kocich towarzyszy. Widziałam ją jeszcze tylko dwa razy. Raz po prostu przeszła przez drogę i rozpłynęła się w gęstej trawie. Drugi raz była jak wychodziła z ośrodka poznańskiego spod wagonu naszego ciecia. Najpierw mignął i schował się pod wagonem kot którego mogłabym powiedzieć, że był marmurkowy. Jak zobaczyłam kolor jego i wzorek pierwsze skojarzenie miałam po prostu z babką marmurkową. Miał taki kolor jaki ma babka z zewnątrz, ale wzorek jaki te smakowite słodkie posiada w środku. Nie reagował na wołanie. Żartowałam, że pójdę po niego i go wezmę. Po prostu ten wyrośnięty kociak mnie zauroczył. Wtedy odezwała się pani Danka mówiąc, że jak przyjdzie jego matka to na pewno na to nie pozwoli. I przyszła. Znowu ten niebieski kot. Teraz było widać doskonale jego mlecznożółte oczy i mały biały krawacik.

Aż dziw bierze, że są to koty niczyje. Żyjące dziko na pograniczu lasu pełnego dzikiej zwierzyny i cywilizacji reprezentowanej przez wagony ośrodków wczasowych zapełniających się na trzy miesiące. Jednego jednak im nie można odmówić: wdzięku. No i tej wolności, którą się cieszą...

piątek, 16 maja 2008

"O kilka małych kotków za dużo..."

Czy ktoś kiedyś się zastanawiał jak wygląda sytuacja zwierząt, które się nam urodziliśmy, choć właściciele nie chcieli? Niektórzy pewnie zadziwi takie pytanie. Przecież można zwierzęta upilnować albo wykastrować. Można, ale wiele osób tego nie robi. Szczególnie sytuacje taką widać na wsi. Kastracja - a co to jest? a po co? okaleczać? Pytania takie słychać zbyt często. A pilnowanie psów, kotów i innych? Dziury w płocie, otwarta brama, zwierzęta latające luzem. Jeśli ktoś ma psa, to pół biedy, ale jeśli kotkę lub suczkę - niechciany prezent murowany. Dlaczego o tym piszę? Bo za często przechodzimy obok takich spraw nie widząc problemu. Złemu człowiekowi wszystko jedno, wyśmieje jeszcze głupotę ludzi. Natomiast dobry będzie miał nadzieję, że właściciel matki znajdzie małym dobry dom. Nie zawsze tak jest. Na wsi nikogo często nie szokuje fakt, że młode mają przed sobą jeden los: śmierć. Nie mówię tu jednak o humanitarnych sposobach (ale czy niepotrzebne zabijanie istot żywych nie jest morderstwem?), ale o topieniu w beczce, porzucani, wyrzucaniu w torbach foliowych na śmietnik, podrzynanie gardeł... I tysiące innych sposobów, na które wpadnie właściciel. Nie bądźmy obojętni na los zwierząt. Zawsze znajdą się udzie, którzy przygarną do serca malca. Trzeba tylko im dać szansę i poszukać wśród złych ludzi tych dobrych... Tylko i aż tyle...

czwartek, 1 maja 2008

Turecka angora

Przepraszam wszystkich, że był tu tak długo zastój, ale wiadomo szkoła ważniejsza. Zresztą kwiecień nie należal do jakiegoś wspaniałego okresu w mym życiu, raczej było na odwrót... Ale koniec z tym. Jest maj i zaczynam wszystko jeszcze raz od nowa, aby zapomnieć słowa "Znowu w życiu mi nie wyszło..."
Dzisiaj napiszę o pewnej rasie kotów - tureckiej angorze. Rasę, której jedna fotografia obudziła u mnie miłość do kotów de novo.

Jest to jedna z pierwotnych ras kotów (czyli takiej która, powstała bez udziału człowieka tylko na podstawie upodobań kotów co do partnera) i jedną z najdłużej istniejących.
Skąd pochodzą? Tak naprawdę nie wiadomo. Prawdopodobnie pochodzą one z górzystych rejonów Wschodniej Anatolii, gdzie dzięki odizolowaniu mogły wykształcić swój niezwykły wygląd, a gdzie zostały przywiezione przez egipskich kupców. Takie koty jak omawiana tu rasa znane były w Turcji już dawno temu (stąd nazwa "turecka"). Nie były one w domach u bogatych ludzi, nie były pupilami władców - były "dachowcami". Drugi człon swojej nazwy, zawdzięczają stolicy kraju. Ale o tym za chwilę.

Turecka angora była pierwszą pół - długowłosą rasą w Europie. Do Francji dotarły już w XVI wieku, natomiast do Włoch sto lat później. Z kotów chodzących w słotę za oknem, stały się szybko ozdobą salonów. Dobra passa nie trwała jednak wiecznie. Swoje miejsce straciły na rzecz persów, których (chwileczkę!) były przodkami i protoplastą. Angorom groziło wyginięcie i zapomnienie w wiatrach dziejów.

Pomoc przyszła z ojczyzny. Był rok 1930. W Turcji prawie w ostatniej chwili powstał program hodowlany, realizowany do dziś w ogrodzie zoologicznym w Ankarze, gdzie owe koty są traktowane jak jeden ze skarbów narodowych. Ankara, czyli dawniejsza Angora to właśnie miejsce, dzięki którym mówimy o angorze (podobne nazwy, nic dziwnego). Zresztą zwierzęta o długim, jedwabistym włosiu są specjalnością Turków i z tego powodu słowo angora, dawniej nazwa stolicy, zostało synonimem zwierząt o właśnie takich cechach futra. Ale wróćmy do kotów i ochrony rasy przez rząd turecki. Hodowla w ogrodzie zoologicznym była początkiem powrotu tureckiej angory do świadomości ludzi. Program jej ratowania rozpoczął się od przywiezienia do zoo kotów odpowiadających fenotypowo wymaganiom rasy. Właśnie stamtąd na początku lat 60. XX wieku, jedna para trafiła do USA zapoczątkowując linię hodowlaną. Nie był to pierwszy przyjazd przedstawiciela tej rasy na nowy kontynent. W XIX wieku przybyły tam pierwsze angory. Nie były to jednak koty dla każdego - ich cena wynosiła około 3500 dolarów! Z początkiem jednak XX wieku spotkał je los innych przedstawicieli z całego świata.

Rasa oficjalnie zaakceptowana w USA na początku lat 70. XX wieku, a pod koniec lat 80. w Europie. W naszym kraju pierwsi przedstawiciele zjawili się w połowie lat 90. XX wieku. Obecnie rasa ta odzyskała popularność i hodowana jest w wielu krajach (ale konia z rzędem temu, kto znajdzie dużo hodowli w Internecie - strasznie trudna sprawa). Co ciekawe angorą przez długi czas nazywano wszystkie koty długowłose. Jednak w błędzie jest ten kto myśli, ze pochodzą one od manuli. Czemu? Wystarczy spojrzeć na wcześniejszy post poświęcony temu gatunkowi.

Do dziś bardzo cenione całkowicie białe koty z dwukolorowymi oczyma (taki typ preferuje Zoo w Ankarze). Oprócz jednak czysto białych kotów (z którą to barwa są najlepiej kojarzone), istnieje dzisiaj wiele odmian barwnych, m.in:


  • biała (okrywa śnieżnobiała, oczy pomarańczowe, niebieskie lub różnokolorowe);
  • czarna (okrywa kruczoczarna, oczy pomarańczowe);
  • niebieska (okrywa niebieskoszara, oczy pomarańczowe);
  • czarna dymna (okrywa biała z czarnymi końcami włosów, oczy pomarańczowe);
  • niebieska dymna (okrywa biała z niebieskimi końcami włosów, oczy pomarańczowe);
  • srebrzysta tabby (okrywa srebrzysta z czarnymi pręgami, oczy pomarańczowe lub zielone);
  • ruda tabby (okrywa jasnoruda z ciemnorudymi pręgami, oczy pomarańczowe);
  • brązowa tabby (okrywa brązowa z czarnymi pręgami, oczy pomarańczowe);
  • niebieska tabby (okrywa niebiesko - kremowa z niebieskim pręgami, oczy pomarańczowe);
  • kaliko białe, rude i czarne (okrywa: plamy pomarańczowe dwukolorowa czarna, niebieska, ruda lub kremowa z białym, oczy pomarańczowe ).
Choć rożnokolorowe angory zyskują na popularności, nadal najbardziej popularne jest umaszczenie "klasyczne".

Jest kot o sporym temperamencie i mały psotnik, wymagający od właściciela uwagi. Jest przywiązany do rodziny (i to bardzo), z którą mieszka, choć często zdarza się tak, że specjalnymi względami darzy tylko jedną z tych osób. Nie sposób mu wskazać kto to ma być - tak jak ludzie przyjaciół wybiera z własnej woli i takich jakich on chce. Wśród nich zdarzają się także osobniki nieufne wobec obcych. Ale czy takie nie zdarzają się i wśród domowych mruczków? Jedno z wspomnień mojego taty, które dotyczy kotów, jest o kocie, który wchodził za zapiecek i nie pozwalał wejść do domu. Pilnował wejścia przed obcymi jak pies, a jak trzeba było skoczył na obcego. U angor też mogą zdarzyć się tacy delikwenci, choć w większości są otwarte i przyjaźnie nastawione. Chętnie żyja w stadzie, choć mają tendencje do dominacji. Nie lubią jednak samotności. Z natury wesoły i żywiołowy (najlepiej czuje się w domu z ogródkiem , gdzie można dać upust temu żywiołowi na czterech łapkach, gdzie bawią się, biegają i mogą sprawdzić wszystkie zakamarki wokół nich), ale także zdecydowane i potrafią postawić na swoim domagając się pieszczot. Z tego też powodu nie należą do cichych domowników - głośno upominają się o swoje, no i jeszcze skacze - wysoko. Jest to kot silny, zwinny i bardzo "wysportowany". Ma również dobrze zachowany zmysł łowiecki, przez co jest wyrafinowanym myśliwym, czekającym by złapać wszystko co się rusza. Posiada także niebywałą inteligencją - takie połączenie mistrza świata i wielokrotnego medalisty na olimpiadzie z miłym, mądrym urzędnikiem, przy czym jego ruchy pełne są gracji godnej światowej klasy baleriny, aktywnym przez większość swego życia. Życie z nimi nie zawsze należy do łatwych (no jak nie dosyć, że kot inwidualista to i właściciel nie lepszy xD), ale nie należy także do nudnych.

A teraz krótka charakterystyka jego wyglądu i innych cech wyglądu...

Ciało. Długie, smukłe, gibkie i muskularne. O budowie harmonijnej.

Sierść. Jedwabista, miękka w dotyku, pozbawiona podszerstka, nie kołtuni się i nie filcuje (w zasadzie rzadko). Wystarczy wyczesywać raz lub dwa razy w tygodniu, ale regularnie. Może być w różnych barwach. Długa. Lekko faluje na kołnierzu, bryczesach i brzusku. Latem krótsza (koty pomagają właścicielowi w odpowiednim utrzymaniu jej xD), albowiem linieją (z wyjątkiem ogona). Ślady kołnierza na szyi i lekkie "portki" na tylnych kończynach. Futro zdaje się lśnić podczas ruchu zwierzęcia.

Ogon. Proporcjonalny do ciała (nie za długi i nie za krótki). Przypomina kitę lisią. Mocno owłosiony.

Szyja. Zgrabna, szczupła.

Głowa. Klinowata. Średniej wielkości.

Uszy. Spiczaste i duże. Często zakończone pędzelkami a'la ryś. Z kępkami włosów wewnątrz małżowiny.

Oczy. W kształcie migdałów - duże, okrągłe, lekko skośne. Ich kolor harmonizuje z ubarwieniem włosia.
Łapy. Długie i smukłe. Kończyny tylne dłuższe niż przednie. Stopy małe, owalne z kępkami sierści między palcami.

Koty należące do tej rasy nie są duże - ich waga waha się w granicach 2,5 - 5 kilogramów. Natomiast długość życia wynosi od 12 do 15 lat. Niestety nie są pozbawione wad często skracającym im życie.


Ich dobra zdrowie może pogorszyć się z kilku powodów. Nie znoszą dobrze gwałtownych zmian temperatury (ja też :/). Inne ich kłopoty związane ze słynną białą barwą ich sierści. Gen, który warunkuje tak piękną barwę, warunkuje też:

  • głuchotę;
  • wysoką śmiertelność płodów;
  • uszkodzenia serca;
  • inne.

Zresztą głuchotą szczególnie są zagrożone osobniki niebieskookie. Obecność niebieskiego oka może wskazywać, że nasz czworonożny przyjaciel jest głuchy od strony tego oka (dotyczy to też tych kotów, które mają różnokolorowe oczy). Ogólnie dotyczy to wszystkich, nawet nierasowych przedstawicieli tego gatunku. Nie znaczy to, że głuchy przyjaciel nie może prowadzić normalnego życia. Ale na pewno nie powinien być dopuszczany do dalszej hodowli i żyć pod naszą czułą opieką.

A wracając jeszcze na chwile do koloru białego. Kot biały nie jest biały! Często mogą występować skłonności do występowania jednej lub kilku innych barw. Mówiąc jeszcze o genetyce: w Korei Południowej w 2007 roku nawet sklonowano kota rasy turecka angora. Bezszczelność... ze strony człowieka dla natury...

Mimo wszystko nigdy chyba nie przestanę marzyć o białej angorce z niebieskimi oczami lub takimi jak bursztyn.

PS. Świstak, teraz zagadka! Jak ochrzciłam kota na trzeciej fotografii od góry? ^^

piątek, 11 kwietnia 2008

Homo Sapiens?! Akurat... xP

Hmm... Właściwie planowałam napisać o czym innym, ale moje plany przekreślił artykuł na Onet.pl . Dlaczego? Może dlatego, że do tej pory nie mogę uwierzyć w głupotę, jaką reprezentują ludzie! Właściwie czy mogę te stworzenia nazywać ludźmi, czy mogę je nazywać Homo Sapiens? Chcą zabić nawet pół miliona kotów W Chinach trwa oczyszczanie stolicy przed Olimpiadą. Zaczęło się wielkie polowanie na bezpańskie koty - pisze "The Daily Mail" I nie tylko na koty, jak można przeczytać w komentarzach, także na psy. Ale czy tylko? A może rząd Chin robi wielkie pustki przed Olimpiadą i zabija wszystkie większe zwierzęta? Na Olimpiadzie jest pewna dyscyplina, wprawdzie nie związana z kotami, ale końmi, ale to nie zmienia obrazu rzeczy. No i te konie wraz z jeźdźcami "tańczą" w rytm muzyki. Coś pięknego. Gdyby teoretycznie taki koń uciekł spotkałby go los kotów. Zabijanie zwierząt, które czują - czy może być coś bardziej okropnego? Które mają właścicieli... Mają? Zaraz się okaże... Przez Olimpiadę w Pekinie zginą najprawdopodobniej tysiące kotów. Masowy mord na zwierzętach zaczął się w momencie, gdy władze ogłosiły, iż futrzaki przenoszą groźne choroby zakaźne, np. wirus zapalenia płuc.Na ulicach rozgrywają się dantejskie sceny. Sześć bezdomnych kotów, w tym ciężarne kotki, zostały zatłuczone kijami przez wychowawców z przedszkola. Wiem, że dwie rzeczy nie mają granic. Nie pamiętam jaka była ta pierwsza, ale pamiętam, że to jeszcze nie udowodnione... Natomiast głupota to rzecz całkowicie bezgraniczna. I nie wiem tylko kogo większa: rządu, który ogłasza plotki czy tych wszyskich ludzi, którzy mu wierzą. Najgorsze jest to, że ta nagonka jest wszechobecna i nawet małe dzieci w tym uczestniczą! U mnie na wsi była taka zasada nie pokazywania zabijania świń dzieciom. Co mają świnie hodowane na kiełbasę i szynkę do kotów? Do nich może niewiele, ale do psychiki tych dzieci dużo. Otóż zdarzył się przypadek, że jakieś dzieciaki podejrzały to. Wpadły potem na pomysł, że będą bawić się w zażywanie świń. Nie będę mówić jak się to skończyło, jeśli dodam, że użyły prawdziwych narzędzi do tego używanych... Więc co może wyrosnąć z takich dzieci? W najlepszym wypadku osoby nie czułe na cierpienie, w najgorszym zacznie się od kotów, skończy na ludziach... Hmm, choć z drugiej strony jak patrze na to co się dzieje na świecie to nasuwa mi się pytanie, czy to może nie lepiej jak się wykończymy nawzajem?! Co przeżyły te koty i w jakich męczarniach umarły nigdy nie będziemy wiedzieć. A najbardziej mi szkoda tych nie narodzonych kotków - ich jedyną winą było to, że były kotami... Nawet zwierzęta, które mają właściciela, często skończą na ulicy - ich dotychczasowi opiekunowie mają dla nich tyle litości, że sami ich nie zabijają, ale wyrzucają wprost za drzwi. To chyba najsmutniejsze. Zostawię to bez komentarza i tylko z jednym pytaniem: czy można tak po prostu wyrzucić coś co się oswoiło na ulicę? Polecam przeczytać "Małego Księcia", a mianowicie fragment o oswajaniu, zanim ktokolwiek będzie próbował na to pytanie odpowiedzieć. Na ulicach znalazły się nie tylko koty. Za nimi poszła miejska biedota - ludzie łapią, pakują do klatek i wywożą zwierzęta za miasto. Tam koty są zabijane.W Pekinie żyje około pół miliona tych zwierząt - czytamy na stronach "The Daily Mail". Zabijane... Mordowane... Przez ludzi.... Przez głupotę.... Każde zwierzę zasługuje na życie. No może nie każde... Taki Homo Sapiens - czy naprawdę zasługuje na to by istnieć w wielu przypadkach? Dlaczego mianuje się panem życia i śmierci dla często bezbronnych zwierząt? Nie dlatego, że musi się pożywić, ale dlatego, że ma takie widzimisię! Ale najgorsze jest to, że nawet u nas można spotkać takich ludzi... A kiedy w Polsce kociarstwo zaczniemy wybijać? Wszędzie ich pełno. Roznoszą choróbska i pchły,i resztki jedzenia. Załatwiają się wszędzie. Sikają na koła aut. ~Aska , 10.03.2008 21:56 a ja osobiscie nienawidze kotow poprostu nie znosze !!! z reguly lubie zwierzeta ale te mnie tak strasznie obrzydzaja . Roznasza ta wstrętną toksoplazmoze, jak umrzec w pokoju z jednym kotem to cie zeżre bleeee a w marcu to poprostu na wymioty mnie zbiera jak sie .... gdzie popadnie ....poprostu obrzydliwe zwierzęta .. a ci chinczycy dobrze robią !!! A wy ludzie zamiast wydawac na jakis piasek zeby kot sie wysral na whiskasy i sterylizacje byscie lepiej pomogly dla jakiegos dziecka co w afryce umiera z glodu , na malarie lub cos podobnego ~rozsadna , 10.03.2008 21:06 Nie mówię już o fragmencie, gdzie pewien człowiek chwali się, że "wytresował" tak psa, że przynosi mu zagryzione mruczki i dostaje nagrodę... Doprawdy brak słów. Ludzka głupota chyba naprawdę nie ma granic. Roznoszą choróbska... Jasne, a ludzie to nie? Kiła, HIV, żółtaczka typu A, różyczka, grypa... i miliony innych chorób! Nie jesteśmy święci! Ale istnieje coś takiego jak szczepionki co może ograniczyć choroby i u ludzi, i u zwierząt. Pchły? A my roznosimy wszy, glizdy, tasiemce, co gniektórzy też pchły. No i jeszcze rzyby i bakterie, które choć mikroskopowe też są organizmami żywymi. Nie jesteśmy też tacy porządni. Resztki jedzenia w reklamówkach, ogryzki, zgniłe owoce i warzywa znajdziemy w wielu rowach i to jeszcze w plastykowych opakowaniach, które rozkładają się czasem przez wieki! I kto tu szkodliwy? A co do załatwiania się wszędzie... Psy tak, ale koty - naprawdę przez tyle lat mieszkam na wsi i jeszcze się nie spotkałam z kupą kota na środku przejścia. Może dlatego, że koty je starannie zakopują? Ale za to widziałam ludzi przy często uczęszczanych drogach pod drzewkiem... :/ Rozumiem to, że ktoś może nie lubić, brzydzić się nawet kotami, ale czy można z tego powodu zabijać je? Czy można aż tak krzywdzić? "Roznasza ta wstrętną toksoplazmoze" - tak tego nie da się zaprzeczyć, ale czy ktoś sprawdził, gdzie jeszcze można nią się zarazić? I że to nie koty są głównymi roznosicielami tej choroby?! Dlaczego pozwalamy zaślepić się tak uprzedzeniom?! Ciemnota... "a w marcu to poprostu na wymioty mnie zbiera jak sie .... gdzie popadnie ..."- a ludzi to co? Takie tłumaczenie można używać tylko wtedy, kiedy nie ma się żadnego arumantu! To co ja mam zabijać ludzi, bo mnie brzydzi taka głupota?! Ludzie nie ośmieszajmy się! Czy w takim razie możemy mówić, że jesteśmy istotami rozumnymi? Najlepiej oddaje to komentarz, który na tej stronie znalazłam: Kiedyś Gombrowicz kwestionował istniejące podziały gatunkowe w świecie ludzi i zwierząt. Twierdził np., że jakiemuś prymitywowi bliżej jest do glizdy, niż np. do Kanta i mówienie o jednym gatunku ludzkim jest nieporozumieniem. Czy życie inteligentnego kota jest naprawdę mniej warte, niż życie takiej "rozsądnej" (autorka wyżej zamieszczonego komentarza - przyp. red.)? Z powodu zabicia takiego kota miałbym większe wyrzuty sumienia, niż z ukatrupienia "rozsądnej". Rupert36 , 10.03.2008 22:49 Jak jest naprawdę nie każdy oceni postawiając się na miejscu tych zwierząt...

poniedziałek, 31 marca 2008

Serwal

Serwal - mówiąc szczerze prawie zapomniałam o nim, choć był to jeden z pierwszych gatunków, które potrafiłam rozpoznać. No nic dziwnego... Nawet teraz przed oczami mam jego wygląd: mordka kota domowego, wielki tułów a'la puma - z tym kojarzą mi się serwale. No i te ogromniaste uszy na który to widok zawsze się uśmiecham...

Serwal, czyli po łacinie Leptailurus serval lub Felis serval. Jest ładnym (żółtawy z brązowym lub szarym odcieniem, posiadający cętki, choć można spotkać także osobniki melanistyczne, czyli po prostu czarne, zwłaszcza w Kenii na górzystych terenach, a także takie u których cętkowanie nie występuje na karku, tułowiu lub w pasie barkowym) ssakiem z rodziny kotowatych (czy inne są na tej stronie?) o smukłym ciele i długich kończynach. Krótkie info o nim:

Wysokość w kłębie:od 54 do 62 cm
Długość ciała (bez ogona): od 67 do blisko 100 cm (wg niektóry
ch źródeł do 85 cm)
Długość ogona: 24 do 45 cm
Masa ciała: 8-18 kg
Miejsce zamieszkania: obszary stepowe, Afryka
Pożywienie: małe ssaki, antylopy, ptaki, czasem jaszczurki, węże, świeża trawa, owoce
Dojrzałość płciowa: 2 lata
Czas trwania ciąży: od 67 do 77 dni (średnio 74)
Ilość młodych: 1-4
Dojrzałość płciowa: średnio 821 dni
Długość życia: 19 lat (zwykle do 17, w ogrodach zoologicznych czasami 20-23 lata)
Pod ochroną (przepisy Konwencji Waszyntonskiej - CITES)13 podgatunków zagrożonuch (w tym jeden na granicy wymarcia); 9 na 41 krajów w których występuje obowiązuje całkowity zakaz polowania :(

No i właściwie to wszytko co można o nim powiedzieć. Wszystko? Nie. Ale inne informacje nie pochodzą już tylko z encyklopedii lub wikipedii, więc za tłumaczenie nie ręcze. No, ale czego się nie robi, aby powiedzieć się więcej?

Serwal dzieli się na kilka podgatunków, które różnią się przede wszystkim miejscem w jakim występują, choć nie tylko często są to minimalne róźnice np. w deseniu (na obszarach bardziej mokrych zazwyczaj mają piękniejsze oznakowania). Należy przy tym pamiętać, że tak jak w przypadku zebry nie spotkamy dwóch osobników o takim samym układzie plam (pasków xD) Dlatego często trudno sklasyfikować podgatunki jakichkolwiek zwierząt. U serwala wyróżniamy 14 powszechnie uznanych podgatunków:

Leptailurus serval serval - Prowincja Cape
Leptailurus serval beirae - Mozambik
Leptailurus serval brachyura - zachodnia Afryka, Sahel, Etiopia, Sierra Leone
Leptailurus serval constantina - Algieria - Atlas (ostatnie doniesienia o kotach w tych górach są sprzed 20 lat)
Leptailurus serval hamiltoni - wschodnie Transwal
Leptailurus serval hindeio - Tanzania
Leptailurus serval ingridi - Namibia, południowa Botswana, południowe Zimbabwe, południowo-zachodnia Afryka
Leptailurus serval kempi - Uganda
Leptailurus serval kivuensis - Demokratyczna Republika Konga, Angola
Leptailurus serval liposticta - północna Angola
Leptailurus serval lonnbergi - południowo-zachodnia Angola
Leptailurus serval mababiensis - północna Botswana
Leptailurus serval robertsi - zachodnie Transwal
Leptailurus serval togoensis - Togo, Benin

Są to samotniki, żyjące w całej Afryce (od południa Sahary aż do południowych krańców
kontynentu) w populacjach, które są od siebie oddzielone. Wyginęły całkowicie z Prowincji Przylądkowej i północnej Sahary. Zagrożone są także w Maroku i Algerii. Zamieszkują głównie sawanny i obszary dookoła i tropikalnych lasów deszczowych, choć nie pogardzą również terenami z łatwym dostępem do wody, choć są to często siedliska w odizolowanych geograficznie miejscach. A najlepiej jakby były jeszcze porośnięte wysoką trawą.

Ale co pozwala mu przeżyc w tak rożnorodnych środowiskach? Oczywiście jego budowa i skuteczność w polowaniu. Długie nogi i ogromne uszy. Przy tym wysoka specjalizacja i skuteczność większa niż lwa i lamparta. Nic dziwnego, że jego piękno i zdolności docenili już starożytni Egipcjanie. Tym bardziej, że kot ten łatwo daje się oswoić. Nic dziwnego, że widzieli go chętnie jako towarzysza polowań na ptaki i w świątyniach (chyba wszyscy wiedzą, że Egipcjanie czcili koty jako święte?) Dzisiaj także można je spotkać w domach ludzi. Co nie jest wcale dla tych dzikich kotów dobre, bo męczą się tylko w czterech ścianach betonowego mieszkania - rzadko zdarzają się ludzie potrafiący zapewnić im odpowiednie warunki. Koty te często przez to też trafiają do ZOO, zamiast cieszyć się wolnością... :( A wszystko często tylko po to, aby pokazać, że stać kogoć na nie. Zresztą najwięcej dzikich zwierząt mają Amerykanie. Kto nie slyszał o tygrysach w przydomowym ogródku czy krokodylach w basenie na podwórzu?! Czasem mi się wydaje że nie mają oni za grosz wyobraźni. Czy oni nie zdają sobie sprawy jak krzywdzą te zwierzęta? Trzymają także pewną fybryde powstałą w wyniku krzyżówki serwala z zwykłym kotem (jest to jeden z przykładów hybryd międzygatunkowych, może kiedyś napisze coś na ten temat szerzej). Powstała jak można łatwo się domyślić w USA. Znana jest pod nazwą savannah, a wygląda tak jak ukazuje obrazek obok.Serwale nie są tępione przez miejscowych, ba często są wręcz mile widziane jako tępiciele gryzoniów. Choć oczywiście nie zawsze tak jest, czasami ludzie widzą w nich tylko morderców hodowlanego drobiu...

Długie kończyny (stosunkowo najdłuższe do wielkości ciała u kotów) pozwalają mu wykonać wspaniałe skoki (nawet na wysokość 3 metrów!), a jednocześnie pozwalają zobaczyć więcej w trawie. Dlugość nóg jest spowodowana wydłużonymi "stopami". Długie nogi nie tylko u zwierzat ale także u ludzi, kojarzą się większości z szybkością. No i tu może niektórych spotkać rozczarowanie! To, że są wlaśnie wydłużone "stopy" a nie "przedramiona" jak u geparda powodują, zże biega w tempie, które można porównać do biegu zwykłego domowego pupilka.
Drugą sprawą są jego uszy. Czarne z jedną jasną łatką. Pełnią podobną rolę jak u fenków (lisy pustynne). Są to swego rodzaju klimatyzacja dla tych zwierząt. W uszach pod cienką warstwą skóry znajdują się naczynia krwionośne. Przepływ krwi pod tą delikatną warstwą powoduje, że krew może się ochłodzić - nic właściwie jej nie izoluje! Z tej też przyczyny uszy u zwierząt mieszkających w obszarach zimniejszych są mniejsze niż u ich kuzynów, a także marzną nam uszy zimą!
U serwali jednak pełnią jeszcze jedną ważniejszą role: pozwalają przetrwać. W kociej rodzinie właśnie uszy serwala reprezentują najlepsze narzędzie do odbioru dźwięków. Dla serwala to właśnie dźwięk pełni ważniejszą role niż wzrok. Nic dziwnego: jak znaleźć potencjalny podwieczorek w wysokiej trawie? To tak jakby szukaś się w dojrzałej kukurydzy, tyle że tam nie jest to wszytko posadzone w rządkach. Gdyby serwal miał polegać tylko na wzroku, wątpie czy znalazłby jakiegokolwiek gryzonia. Uszy dla niego pełnią wręcz role radaru (a my ludzie myślimy, że to nasz wynalazek...) lokalizującego najmniejsze popiskiwanie. Często nie muszą nawet widzieć ofiarę aby zaataować, nie muszą ich obserwować. Wystarczy im jeden precyzyjny skok... (poluje wyłącznie na ziemi) A jest bardzo utalentowanym myśliwym: średnio 40% polowań się udaje podczas dnia i 59% podczas nocy. Poluje o różnych porach dnia, choć serwal preferuje raczej zmierzch (godziny: 22.00-23.00 i 4.00-5.00 rano) niż upalny środek dnia. Kocice z młodymi często jednak wybierają dzienne łowy z uwagi na małe (wiele drapieżnikow zagrażających serwalkom jest aktywne w nocy, więc lepiej je pilnować niz narażać...).
Lubi tereny łowieckie znajdujące się blisko zbiorników. Nie boją się wody. Wchodzi do niej chętnie po rybki i... żaby! Łapie także ptaki w locie! Natomiast serwale gardzą padliną. Może, dlatego że tak jak domowe mruczki lubią się pobawić "obiadem" przed konsumcją.

Samice z reguły są mniejsze od samców, które też mają większe rewiry niż samice. Zdarza się, że terytoria kilku kotek nakładąja się na siebie, jednak trudno spotkać dwa dorosłe osobniki chętnie przebywające ze sobą. Swoje terytorium zaznaczają uryną, łlina i znakami wydrapanymi za pomocą pazurów... Komunikują się za pomocą ostrych krzyków, warczenia, mruczenia. Wyjątkiem samotniczgo trybu życia jest ruja u kotek. Gody nie mają miejsca w określonej porze roku. Można wtedy zobaczyć "zafascynowane sobą" pary składające się z płci żeńskiej i męskiej. Potem następuje ciąża, a po niej rodzi się kilka mlodych, najczęściej troje. W momencie narodzin ważą ok. 250 g, dokładnie uśredniając wartości 263 g (dla porównania przeciętna dorosła świnka morska ok. 800 g). Mleko ssą przez 4-7 tygodni. Oczka otwierają w ciągu 10 dni po urodzeniu. Z matką zostają natomiast około roku. W tym czasie uczą się od niej technik polowania i jak przetrwać. Matka jak wspomniałam poluje zazwyczaj w dzień, chowając przedtem młode w norze lub w wysokiej, gęstej trawie, często zmieniając kryjówkę. Toleruje tylko własnych synów aż nie będą mogli się usamodzielnić, córki mogą tolerować dłużej, do osiągnięcia dojrzałości.

Wrogami serwali są: hieny i inne afrykańskie psowate, lamparty i ludzie polujące na nie dla ich futra... Aby zrobić jedno futro z serwala trzeba zabić 13 dorosłych osobników!

Serwale możemy także zobaczyć w Polsce. Zobaczymy je w ogrodach zoologicznych w Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Warszawie, Wrocławiu i Zamościu.

niedziela, 16 marca 2008

Ofiara przesądu...

Czarny kolor większości ludzi nie kojarzy się za dobrze. Żałoba, przygnębienie i takie tam... No już nie mówiąc o tym, że jak czarny kot przejdzie nam drogę, to jak w banku mamy pewny pech...

Ale czy rzeczywiście czarny kot przynosi nieszczęście? Czy można traktowanie zwierząt albo ludzi opierać tylko na przesądach i utartych stereotypach? To tak jakby Polak wyjeżdżając za granicę był skazany być złodziejem i pijakiem (taki niestety mamy stereotyp)... Tak też jest z czarnymi kotami. Często płacą za plakietkę jaką przypięli im nasi przodkowie...

Związki z Szatanem
Cofnijmy się do średniowiecza. Czasy prześladowań religijnych i czarownic na stosach.

Czarny kolor świecące w nocy oczy... i już ludzie widzieli w nich diabelskie pomioty. A jak widzieli to nie przepuścili... Obok znachorek, niewinnie oskarżonych kobiet były palone na stosie.
Co dziwne jeszcze parę wieków wcześniej każdy kot był mile widziany w zagrodzie, gdzie polował na myszy i szczury, nie tylko roznoszące choroby, ale też zjadające zapasy ludzi. Święte zwierzęta w Egipcie, kończyły na stosie w średniowieczu... Może naprawdę dobre jest określenie wieki ciemne? Bo jak wytłumaczyć inaczej tamtą rzeż...?

Kot przeszedł mi drogę...
Z czym kojarzy się czerń? Z magią, niepokojem, klątwami, śmiercią... Nic dziwnego, że posiadając takie skojarzenia narodził się mit, że taki mały czarny kotem przyniesie nam pecha... W takim razie właściciele czarnulków dawno nie powinni żyć. Ale nie we wszystkich krajach tak jest: w Anglii czarny kot przynosi szczęście.

Zabobony, zabobonki...
Trzy zobaczone na raz czarne koty to wróżba powodzenia. Także spotkanie kota w pierwszy dzień roku to dobry znak.

Dawniej żony marynarzy trzymały czarne koty w domu też z powodu szczęścia które przynoszą i jako przenosicieli duchów ochronnych. Zresztą nie tylko one; wielu sławnych ludzi, artystów trzymało koty (niekoniecznie czarne). Ale np. Aleksander Wielki czy Adolf Hitler bali się małych puchatych kulek z wąsami.

Uważano także, że wszelakiej maści kot w domu jest w stanie ściągnąć na siebie choroby, które dręczą domowników. A za pewny znak śmierci uważano opuszczenie domu przez kota. Coś jednak jest w tym na rzeczy, że zwierzęta czują nadchodzącą śmierć. Pewnie niektórzy jeszcze pamiętają przypadek kota nagłośniony w telewizji. Otóż on był trzymamy w domu starości i jak ktoś miał umrzeć przychodził do tej osoby. Siedział z nią tak długo aż nie umarła i ani na chwile nie puszczał ją. A jeśli toś go wygonił z pokoju, siedział pod drzwiami do końca... Nie tylko zresztą koty... W mojej rodziny był przypadek, pojawiania się sowy w każdą noc aż do Śmierci... ale nie jest to prawda, że kot jak przyjdzie do leżącego w łóżku podczas choroby wróży mu śmierć. Niektóre zwierzęta czują nadchodzącą śmierć, większość czuje cierpienie właściciela i jego zły humor. Zresztą jak widać niektóre zabobony się wykluczają: z jednej strony wciągają choroby, z drugiej przynoszą śmierć. Osobiście wierzę w to pierwsze...

Ale wracając do przesądów. Jeżeli czarny kot przebiegnie drogę przy blasku księżyca czeka Ciebie śmierć podczas epidemii, jak twierdzą Irlandczycy.

Pech właściciela, pech kota
Posiadanie czarnego kota często jednak jest pechem... przez ludzi. Takie zwierzę jest często przeganiane, tępione, wszelkiej maści sataniści i inne dzikusy bezmózgie uważają czarne koty jako najlepsze dla swoich "obrzędów".
Każdego roku w niewyjaśnionych okolicznościach znika we Włoszech ponad 60 000 czarnych kotów. Zabijane przez ludzi przesądnych, składane w "ofierze" przez różne organizacje. Szczyt "zniknięć" przypada na Halloween - 31 października. Dlatego Aidaa (organizacja zajmująca się prawami zwierząt we Włoszech) chce ogłosić 17 listopada narodowym dniem mobilizacji na rzecz czarnych kotów. Dlaczego 17 listopada? Dla Włochów "17" to coś takiego jak nasza słynna "13" (a'propos mając 13 numer w dzienniku to dawno powinni mnie wyrzucić ze szkoły, a mówiąc szczerze co jest na rzeczy trzynastego zawsze mam... szczęście^^)

Nie wierzysz?
O co całe halo przecież nikt wykształcony nie wierzy w podobne bzdury. Może... Albo zmieni drogę, poczeka aż ktoś przejdzie przed nim... Tak na wszelki wypadek. A może po prostu zabobony są silniejsze niż odrobina zdrowego rozsądku?

A w nocy i tak wszystkie koty są czarne...

sobota, 1 marca 2008

Catopuma

Catopuma - rodzaj, do którego należą dwa gatunki kotowatych. Oba zamieszkują Azję i można zakwalifikować je pod małe koty. Oto portrety obu: Catopuma badia (u nas znany jako badia) i Catopuma temminckii (mormi).

BADIA (Catopuma badia)
Jest to gatunek endemiczny (czyli dla niewtajemniczonych występujący tylko w jednym miejscu na świecie). Kot ten występuje tylko na Borneo. Mało wiemy o nim, większość danych dotyczących jego życia to tylko naukowe przypuszczenia. Ostatniego osobnika złapano w 1992 roku. Nie przeżył on jednak do chwili przybycia naukowców. Zidentyfikowane i opisane jako nowy gatunek dopiero w 1874 roku, czyli w geologicznej skali czasu dość nie dawno, choć dla Homo Sapiens to odległość nie do wyobrażenia... Dobra, ale o badii. Zidentyfikowany został na podstawie jednej skóry (wg Wikipedii). W każdym razie cała nasza dotychczasowa wiedza opiera się tylko na 7 okazach, z których sześć zostało zebranych pomiędzy 1855, a 1928, a siódmym jest już wspomniany z 1992. Nie należy jednak na tej postawie twierdzić, że ów gatunek wyginął. W przyrodzie wszystko jest możliwe, a my ludzie tak naprawdę niewiele o niej wiemy. Weźmy np. żyrafy - ostatnie badanie wykazały, że to co traktujemy jako jeden gatunek, może nie tylko składać się z wielu podgatunków, ale można je wręcz kwalifikować jako osobne podstawowe jednostki w systematyce, czyli właśnie gatunki. No, a u badii mamy znowu do czynienia z "gatunkiem-halucynacją": jest, nie ma - oto jest pytanie... Kot ten był kilkakrotnie widziany, a pod koniec czerwca 2003 roku naukowcom udało się nowego go sfotografować. Oczywiście jak zwykle pomógł przypadek. Naukowcy z malezyjskiego uniwersytetu Sarawak robili zdjęcia tygrysom na Płw. Malajskim, z aparatów umieszczonych na ścieżkach ich codziennych wędrówek (tzw. pułapki fotograficzne). I się zdarzyło, że przechodziła drogą badia...

Żyją w różnorodnym środowisku. Spotykany zrówna na nizinie, jak na wyżynie. Często w lasach, choć i nad wodą został zauważony ( nad rzeką)

W skrócie info (to, o czym możemy powiedzieć z 90% pewnością):
Długość ciała bez ogona: 50 cm
Długość ogona: 30 cm
Masa: 3-4 kg
Ubarwienie: kasztanowate, z ciemnymi cętkami w dolnej części ciała, brzuch jaśniejszy
Budowa:

  • uszy zaokrąglone;
  • ogon długi, zaostrzony, z czarną plamką na końcu;
  • przypomina małego marmi (o nim trochę później).
Funkcjonuje pod różnymi nazwami, w różnych językach (często nie mają z sobą za dużo wspólnego): kot z Borneo, Bornean Bay Cat, chat bai, Rorkatze, Borneo-Katze, Borneo-Goldkatze.

A teraz przypuszczenia... Przypuszcza się, że badia to nocny drapieżnik i prowadzi naziemny tryb życia. Jest to prawdopodobnie samotnik, które potrafi zaatakować nawet większe od siebie zwierzę. Je: ptaki, ssaki (gryzonie, małpy... ?) i być może padlinę.

Pewno jest za to jedno: jest to kot rzadki i zagrożony wyginięciem. Jest on chroniony wszędzie tam, gdzie podejrzewa się jego obecność...





MORMI (Catopuma temminckii)
Zwany również azjatyckim kotem złocistym, a jego łacińska nazwa brzmi Catopuma temminckii. Drugi człon jego łacińskiej nazwy pochodzi od Coenraad Jacob Temminck, holenderskie badacza, który opisał afrykańskiego złotego kota. Wcześniej był klasyfikowany w rodzajach Profelis i Felis.

Mormi jest średniej wielkości przedstawicielem kotowatych. no nie takim małym.
Masa: 7-16 kg

Długość życia: w niewoli do 20 lat
No właśnie w niewoli. Długość życia na wolność jest prawdopodobnie o wiele mniejsza. Nie wiemy jednak ile, a nawet czy na pewno.

Umaszczenie: rudoczerwone lub złotobrązowe, zwykle w paski
Ale nie tylko występuje również wariant czarny i szary. Paski nie występują na spodzie ciała. Często widoczne też są bardzo słabe plamy na reszcie futra. Wyjątek stanowią koty zamieszkujące Chiny. Wykształciła się tam odmiana barwna o cętkach podobnych do takich, jak mają lamparty. Jest to jednak pasa recesywna (jak w przypadku np. daltonizmu u ludzi). Jeśli skrzyżujemy normalnego mormi z paskami i cętkami, to otrzymamy wszystkie kocięta z paskami.

Występowanie: płd-wsch. Azja, od Himalajów po Malezję i Sumatrę
Jak każde zwierzę preferuje pewne środowisko. W przypadku tego przedstawiciela kotowatych są to:
  • siedliska leśne z skalistymi obszarami;
  • tropikalne lasy deszczowe;
  • czasem na otwartym terenie.

Zamieszkuje niziny, ale także góry do wysokości 3000 metrów nad poziomem morza. Mormi preferuje raczej polowanie na ziemi, niż wspinaczkę po drzewach choć to też potrafi). Z ziemi również poluje na ptaki, jaszczurki, małe ssaki i sporadycznie na młode jeleniowate. Jak poluje na większe ofiary, to robi to najczęściej w parach. Wiemy o nim stosunkowo mało. To co możemy o nim powiedzieć wynika z obserwacji przeprowadzonych w ogrodach zoologicznych. Dzięki temu możemy powiedzieć jak się komunikuje (syczenie, miauknięcia, mruczenia, warknięcia, sygnały zapachowe) i jak przebiega jego rozród. Dojrzałość płciową osiąga pomiędzy 18 a 24 miesiącem. Ciąża trwa około 95 dni, po czym rodzi się jedno lud dwa kocięta po 250g (rzadko do trzech) w różnych zacisznych miejscach. Przypuszcza się, że samce pomagają w wychowaniu młodych. Miejscowi mówią o nim, że jest dziki, ale w niewoli okazał się pojętny i posłuszny.

Długość (bez ogona): 73-105 cm (zwykle samce są większe)
Długość ogona: 43-56 cm
Wysokość w kłębie: 40-50 cm

Zagrożony wyginięciem z powodu wycinek lasówi polowań. Chroniony.

wtorek, 19 lutego 2008

Rudek

Kim był Rudek? Nie wiem, nie wiem nawet czy miał jakieś imię... Historia ta nie jest niezwykła, może nie jest też jakoś specjalnie interesująca, ale pragnę się nią podzielić. Coś tak mnie wziało ostatniego czasu na wspominki... Kiedy to było? Rok, dwa, może więcej... Dawno zatraciłam poczucie rzeczywistości i mijającego czasu. Czasu, który czasem wydaje mi się, że coraz bardziej pędzi nie zważajżając, że czasem chce się zatrzymać popatrzeć w niebo i powiedzieć STOP! Ale miałam mówić o Rudku. Było to parę lat temu u mojego wuja, a raczej u jego sąsiadów. Mają oni kotkę, a nic specjalnego szary,zwykły dachowiec z śliczną mordką i małymi rozsianymi po tułowiu i na ogonku rudymi łatkami. I jak to na wsi, kot nie wysterelizowany, chodzący, gdzie chce i mający spodek nie zawsze czekającego na niego mleka. No i się zdarzyło, że miała małe. Nie powiem ile ich było, bo już nie pamiętam. Pamiętam tylko dwa kotki: jeden jasno szary w pręgi (chyba ktoś wziął albo co, bo potem znikł), no i mój rudy przyjaciel. Znów zobaczyłam jak ludzie potrafią być niegodziwi. Co ten kot był im winny? Tylko chodził, tylko patrzył, a oni... Potrafili szczuć psami, kopać, przeganiać. Nic dziwnego, że mały jeszcze kotek nie zbliżał się do ludzi i był kompletnie zdziczały. Ale zanim zobaczyłam co ludzie robią kiedy coś nie pasuje im w ich świecie, mała dziwczynka postanowiła pogłaskać małego kotka, który tak słodko bawił się ze swoim rodzeństwem. I musze przyznać, że dziewczę przeżyło nie tyle zawód co szok, widząc uciekające od ludzi koty wychowane w chlewiku, w którym często ktoś przebywał... Mijały dni. Będąc od czasu do czasu u wuja, oglądałam rudego, już samego, bez innych malców kota. Rósł szybko, był zdrowy i kompletnie nieufny do wszystkiego co chodziło. Wystarczał, że usłyszał szelest i już go nie było. Często na kupce piasku siedział i bawił się piórkiem lub spoglądał w dal. Klasyczne wołanie kota na nic się zdało, więc wpadłam na dziwny pomysł. W końcu koty porozumiewają się m.in. miaucząc, więc... miauczałam. I poskutkowało! Nie przyszło to łatwo, ale trud ten opłacił się postukroć. Zyskałam przyjaciela, który na najmniejsze moje miauczenie przychodzł, łasił się i bawił, ale tylko, gdy byłam sama. Nie odchodził, nie zostawiał samej. Rostania były trudne, ale zawsze musiały nastąpić. Trwało to parę lat. Pewnego dnia po dłuższej mojej nieobecności u wujostwa, kotka już nie było. Nie wiem co się stało. Nie wiem, ale żałuję jednego: iż zniknął mój przyjaciel...

sobota, 16 lutego 2008

Światowy Dzień Kota

Słuchając radia, usłyszałam coś o Światowym Dniu Kota (World Cats Day). Informacja strasznie lakoniczna: jest i tyle. Nic więcej. No więc po krótce przedstawie wszystkim zainteresowanym kilka informacji na ten temat znalezionych w Necie. Na pomysł takowego święta wpadli Włosi. Z tego powodu oczywistym się wydaje, że w Rzymie odbywają się tegoroczne centralne obchody tego dnia. Dlaczego powstała taka inicjatywa? Pytanie łatwe, ale odpowiedź już nie. Pewnie to samo co pociąga ludzi w tych zwierzętach. A jest tego wiele, tyle ile ludzi i ile kotów. Ale ogólnie mówiąc: przyczyniła się miłość do kotów. Nie bez kozery goszczą one w 33% polskich gospodarstw domowych, wygrywając w ten sposób z psami (źródło: magazyn "Kot"), co stawia nasz kraj na trzecim miejscu pod względem liczby tych zwerząt w domach, zaraz po Australi i USA. Są obecne w co czwartym domu we Francji i Belgii, a w Anglii żyje ich w domach ok. 10 mln (psów 6,5 mln). W Polsce Światowy Dzień Kota obchodzony był po raz pierwszy za sprawą wyżej wymienionego magazynu oraz łódzkiego "Cat Clubu" w 2006 roku, w Łodzi. Zorganizowane były :
  • pokazy kotów;
  • zabawy i konkursy dla dzieci;
  • robienie "kociego" makijażu (kiedyś coś takiego widziałam w telewizji ^^);
  • wystawy fotografii różnych ras;
  • wystawa biżuterii o kociej tematyce Marzeny Mrockowskiej;
  • pokaz fotografi pt. "Dzikie koty" (autor: Włodzimierz Stanisławski);
  • bezpłatna konsultacja z weterynarzem; i inne.

Zakończyło się wybraniem Kota Publiczności.

Wojciech Albert Kurkowski redaktor miesięcznika "Kot" i pomysłodawca tego święta, propaguje akcje pomocy bezdomnym kotom pod hasłem "Rasowce - dachowcom", podczas której kluby felinologiczne z Felis Polonia zbierają dary na rzecz pomocy bezdomnym zwierzętom. Taki cel stawiają sobie organizatorzy: urażliwienie ludzi na los zwierząt obecnych wokół nas.

Tyle jesli chodzi o historię, wracamy do rzeczywistości... Do organizacje włączyło się całe "Felis Polonia", a nie tylko klub łódzki. Z okazji Światowego Dnia Kota zostanie poznany Kociarz Roku 2007 ( plebiscyt oraganizowany przez tymże magazyn). Po raz trzeci z rzędu do tego tytułu jest nominowany Lech Kaczyński - za zaangażowanie w tworzenie opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Tak i jak w latach poprzednich odbędą się: pokaz kotów (finał konkursu Federacji "Felis Polonia" Super Kot 2007), zbieranie darów pieniężnych i rzeczowych na rzecz bezdomnych (akcja "Rasowce-Dachowcom"), konsultacje weterynaryjne, spotkania z autorami księżek o kotach, wystawa fotografii "Kot i człowiek". Akcja nabrała rozgłosu krajowego , więc odbędzie się również i w innych miastach, niż w Warszwie, gdzie będzie centrala (Płac Kultury i Nauki).

Światowy Dzień Kota 17 luty

sobota, 9 lutego 2008

Świątynia tygrysów.

Historia tego miejsca łączy losy dwóch gatunków: Homo Sapiens i tygrysów, które ucierpiały właśnie przez przedstawicieli tych pierwszych. Powodów było dużo, ale najczęściej jest to kłusownictwo i chęć zarobienia... Oto klasztor Luangta Bua Yansampanno...

W 1994 roku na zboczach gór Tajlandii został założony buddyjski klsztor. W tym odległym o ok. 300 km miejscu, u przeora klasztoru Phra Achana wykryto białaczkę. I właśnie ten sam przeor w 1999 roku od okolicznych mieszkańców dostał niezwykły podarunek: dwa małe tygrysiątka, których matkę zabili kłusownicy. Nikt w klasztorze nie miał pojęcia jak opiekować się kotkami, które zostały nazwane Burza i Piorun. Wkrótce klasztor stał się schronieniem dla innych przedtawicieli tych wielkich zwiezrząt, a klasztor stał się znany jako świątynia tygrysów.

Na terenie świątyni zamieszkują jeszcze inne zwierzęta, m.in. pawie, krowy, jelenie.
Ale mnisi nie mieli nigdy przedtem żadnego doświadczenia z tygrysami, kiedy zaopiekowali się pierwszymi przedstawicielami tego gatunku, ale mimo to nie zdarzył się do tej pory przypadek ataku na człowieka. Zwierzeta też nigdy nie były tresowane. Nie pozwala na to buddyjski sposób myslenia, znacznie różniący się od naszej mentalność. Buddyzm opiera się na wierze w reinkarnacje. Polega to na tym, że dusza wędruje i nasz przyjaciel w swej następnej egzystencji może być lwem, tygrysem, a nawet pajączkiem snującym srebną nić. Na tej zasadzie są oparte relacje między mnichami a tymi wielkimi zwierzętami. Ci ludzie jak sami mówią robią to, co dyktuje im serce, okazują miłość i zrozumienie, licząc, że tygrysy odpłacą się tym samym. Są na wpół oswojone i akceptują mnichów jako członków swej rodziny. Skaczą koło nich, bawią. . Niezależnie od płci i wieku zachowują się bardzo przyjaźnie w stosunku do swych opiekunów. Mnisi dają im gotowane mięso (tak, aby nie poczuły zapachu krwi), ryż i warzywa. Zwięrzęta czsem atakują kręcące się wokól świątyni dziki, zdarza się to jednak bardzo rzadko. Mimo to każdy turysta przekraczający progi klasztoru podpisuje oświadczenie, że robi to na własną odpowiedzialność.

Świątynia jest otwarta dla turystów. Każdy z gości musi przestrzegać paru zasad:
  • trzeba podpisać wspomniane wyżej oświadczenie, że robi się to na własne ryzyko;
  • nie wolno nosić czerwonych i pomarańczowych ubrań (żeby kot nie pomylił turysty z mnichem i nie chciał do niego podbiec i z nim się "bawić");
  • należy zachować ciszę;
  • nie wolno wnosić przedmiotów, które mogłyby rozdrażnić zwierzęta m.in. parasolek, lasek;
  • zaleca się zachować 6m dystans;
  • można dotykać tygrysów tylko w obecności mnichów (oczywiście śmiałkowie, którzy się zdecydują...).
Mnisi chodzą z tygrysami na smyczy, wiele drapieżników wyleguje się w wąwozie, gdzie w każdej chwili mogą wstać i potraktować preciętnego turyste jako źródło pożywienia a tego nie robia... Jednak mnisi chcą dla tych zwierząt czegoś więcej-wolności. Budowany jest teren, gdzie młode tygrysy będą mogły się wychowywać przy minimalnym kontakcie z ludźmi, a potem będą wypuszczne do swego naturalnego środowiska. Środowiska, które stale się kurczy przez człowieka...

A przeor? Od uratowania pierwszych tygrysów czuje się dobrze. Dzięki nim znalazł siłę, aby pokonać chorobę i może coś więcej...

Filmy:
http://www.youtube.com/watch?v=1V56mUMt-J0
http://www.youtube.com/watch?v=U5d7wEAZZb4
A dla wszystkich znających język angielski link do strony klasztoru:
http://www.tigertemple.org/Eng/index.php

piątek, 1 lutego 2008

Gepard

W krzyżowce: najszybszy ssak. Pytanie? Oczywiści że, że gepard! Piękny duży kot, o smukłej budowie iała, któremu grozi zagłada...


Polska nazwa "gepard" pochodzi z średniowiecznej łaciny: gattus pardus, co znaczyło "kot-leopard". Gepard, czyli po łacinie Acinonyx jubatus, to ostatni przedstawiciel swojej rodziny. Rodziny, której liczni przedstawiciele żyli w plejscocenie. Wśród wymarłych gatunków są:

  • Acinonyx pardinensis - znacznie większy niż współczesne gepardy - Europa, Indie, Chiny
  • Acinonyx intermedius - znaleziony na tym samym terenie;
  • Miracinonyx inexpectatus;
  • Miracinonyx studeri;
  • Miracinonyx trumani (wszystkie trzy znalazione w Ameryce Północnej).

Dzisiaj gepard zamieszkuje (podział ze zwględu na podgatunki):
A. jubatus jubatus: południowa Afryka;

A. jubatus hecki: zachodnia Afryka;

A. jubatus raineyi: wscodnia Afryka;


A. jubatus ngorongorensis;


A. jubatus soemmeringii: centralna Afryka;


A. jubatus venaticus: północna Afryka oraz Azja.



Najliczniejsze są w południowej Afryce, ale nietety tylko na obszarze parków narodowych i rezerwatów. Niewielkie grupy występują na południowych krańcach Sahary. No i jeszcze w odciętej od reszty populacji irańskiej (zresztą azjatyckich przedstawicieli tego gatunku zostało bardzo niewiele). Przyczyny tego wszystkiego należy odszukiwać w kurczeniu się jego naturalnych siedlisk, takich jak półpustynie i sawanny, a jak na złość "pomagają" jeszcze: brak zwierzyny do zapolowania, choroby i wysoka śmiertelność (w niektórych rejonach umiera od 50 do 75 procent, zanim osiągną wiek 3 miesięcy; przy obecnej śmiertelności osobników, które nie stały się samodzielne, wynoszące 95%!).


Samica rodzi od 3 do 5 małych gepardziątek, po ciąży, która trwa od 90 do 95 dni. Zresztą gepardy wyróżniają się na tle innych dużych kotów, że samiczki, które są "pełnoletnie" nie mają swoich terytoriów, a raczej unikają się. Samce czasami tworzą małe grupy (4-5 kawalerów), zwłaszcza jeśli pochodzą z tego samego miotu, i razem bronią swego rewiru przed konkurencją. Obie płci przebywają we wspólnym towarzystwie, tylko w czasie godów. Nowonarodzone kotki są małe i bezbronne, a ważą zaledwie od 150 do 300 gram. Młode są znacznie ciemniejsze od dorosłych i mają długa, gęstą niebieskoszarą grzywę (od szyi aż do ogona), skąd nazwa gatunkowa jubatus, czyli "grzywiasty". Są pod czujną opieką matki 8-9 miesięcy. Gepard nie rodzi się myśliwym, więc ten czas spędza na zabawach i harcach, które pozwolą mu przetrwać przyszłości. Wychowanego w niewoli nie można wypuścić na wolność, ponieważ nie został wyszkolony przez matkę jak zdobywać pożywienie. Samica spędza wiele czasu ze swoim potomstwem ucząc je polować. Przynosi małe, żywe antylopy i wypuszcza je, tak aby małe mogły je gonić, a potem schwytać. Troszczenie się o małe niełatwe zadanie. Są one pełne energii i niezwykle swawolne. Nierzadko podkradają się do spoczywającego ogona matki i próbują go schwytać, gdy ta zaczyna nim machać. Mocując się, gryząc i ganiając, często zapominają o stale zagrażających im drapieżnikach. A mimo ich żywego charakteru gepardziądka razem z mamą jedzą spokojnie, po cichu, bez kłótni. Ale nietylko mięso... Na suchych terenach jedzą także soczyste melony! Gepardzica chroni i ukrywa swoje dzici, często zmieniając kryjówkę w ciągu pierwszych miesięcy. Jednak mimo wysiłów samic i chęci życia kociąt, wiele małych ginie... Młode od matki odłączają się miedzy18. a 20. miesiącem życia. Gaepardy magą żyć ponad 20 lat, ale na wolności rzadko można spotkać osobniki powyżej 12.


Gepard ma wielu naturalnych wrogów: lwy, lamparty, hieny... Lecz nie one są dla niego najgroźniejsze. Wrogiem numer jeden jest człowiek. Mimo, że jest to surowo zabronione, ludzie polują na te koty dla ich pięknego, cętkowanego futra, które jest cenione jako materiał na ubrania i chodniczki oraz jako trofeum. A jeszcze ceniejsza jest skóra tzw. geparda królewskiego, który ma sierść pokrytą dużymi czarnymi plamami zamiast drobnych cętek. Polowano na nie także z bardziej trywialnych powodów: z uprzedzeń... Wielu rolników uważało, że stanowią zagrożenie dla zwierząt hodowlanych. Gdy zagrożenie gatunku osiągnęło szczyt, rozpoczęto różne kampanie edukacyjne dla farmerów, mające na celu zachęcenie ich do większej tolerancji dla tych zwierząt. Dziś wpływy z futrzanego interesu są na szczęście o wiele mniej opłacalne niż turystyka.


Dorosły samiec waży przeciętnie 38-58 kg, z kolei samice 30-42 kg. Długość ciała waha się od 112 do 135 cm, podczas gdy ogon do 84 cm. Przeważnie samce są większe niż samice, mają większą głowę i muskularniejsze ciało. Ciało ich jest nie tylko muskularne, ale i smukłe (a wygląda na wątłego i delikatnego...). Długie nogi pomocne są w łowach. A obszerna klatka piersiowa skrywa dobrze rozwinięte płuca. Głowa mała, krótki pyszczek, wysoko umieszczone oczy o okrągłych źrenicach, duże nozdrza i małe okrągłe uszy - tak wygląda portret eleganta Afryki.
Inne cechy jego anatomii sprawiają, że nie sposób pomylić go z żadnym innym kotem. Jako jedyny ne potrafi chować pazurów (stąd nazwa rodzajowa Acinonyx, czyli po grecku "niruchomy pazur"), które są tępe i umieszczone w delikatniejszych od lwa czy tygrysa łapkach. Niby duże koty a gepardy nie potrafią ryczeć, mogą za to: ćwierkać, warczeć, szczekać, skomleć, syczeć, mruczeć, miauczeć i rechotać.


Prowadzi dzienny tryb życia. Poluję (najczęściej rano lub pod wieczór) korzystając raczej na swoim wzroku (dobrze rozwinięty, tak samo jak wzrok, węch i słuch) i szybkości niż z ukrycia. Choć, aby polowanie się udało, muszą podejść do ofiary jak najbliżej i dopiero wtedy rozpoczynają pościg. Smukła sywetka, długie, szczupłe nogi i giętki tułów są ich naturalnym przystosowaniem do takiego trybu życia. Duże znaczenie ma też długi ogon, dzięki któremu może zachowywać równowage podczas manewrów. Oraz wspomniane nieruchome pazury dające lepszą przyczepność do podłoża.Jego pokarmem są średniej wielkości antylopy, małe ssaki i ptaki. Jest to najszybsze zwierzę lądowe, które na krótkich dystansach osiąga prędkość do 113 km/h w ciągu 3 sekund, wykonując sześciometrowe susy. Jednak jako typowy sprinterowiec, potrafi ją utrzymać tylko na odcinkach nie dłuższych niż 500m. Polowanie trwa zwykle ok. minuty, jeśli w tym czasie nie złapie ofiary nie ma szans. Woli wtedy odejść i poczekać na inną okazję niż marnować cenną energię.Nawet jeśli złapie, nie zawsze ma zapewniony posiłek. Gepard, choć jego ciało jest przystosowane właśnie do takiego polowania, nie może zjeść od razu ofiary. Musi odpocząć, a wtedy zdarza się, że lwy lub hieny odganiają go od zdobyczy i same zajmują się konsumcją.


Ma też wyjątkowy charakter i jako jedyny z dużych kotów nie atakuje ludzi. Baa... Zdarza się nawet, że dorosły gepard szuka schronienia w cieniu turystycznego samochodu lub wsakakuje na jego maskę i przez szybę przypatruje się dziwnym istotom o niezbyt ciekawej minie... Zresztą jego zachowanie jest bardziej podobne do kotów domowych niż lwa czy tygrysa, mp. kiedy jest zadowolony mruczy. Daje się oswoić i łatwo przyzwyczaja się do obecości człowieka. Ale jest i druga strona medalu (oprócz atrakcji dla turystów)... Z tego samego powodu jest łapane, tresowane i używane do polowań jak charty. A ponieważ nie chce rozmanażać się w niewoli, w celu zaspokojenia zapotrzebowania chwyta się młode, dziko żyjące koty. Jest to oczywiście nielegalne, ale to nie znaczy, że ktoś kto wie gdzie szukać i ma pieniądze nie kupi sobie takiego pupilka, który mimo wszystko nie jest domowym zwierzątkiem. Niestety. Jego miejsce jest na wolności... I w ZOO, gdzie próbują ratować ten gatunek przed wyginięciem...


Otoczony przez wrogów (obszar Serengeti: 300 gepardów, 3 tys. lwów i 9 tys. hien - statystyki mówią same przez siebie), pozbawiane naturalnych siedlisk i dręczone przez człowieka... Szacuje się, że obecnie jest około 12 tysięcy osobników w 26 krajach, niby dużo, ale... W roku 1900 w 44 krajach szacunkowo było 100 000 gepardów! I mimo starań liczba gepardów wciąż spada... Do tego dochodzą jeszcze choroby genetyczne wśród opulacji azjatyckiej i mała różnorodność genetyczna gatunku. Z tego wszystkiego niektórzywnioskują, że nie da się zapobiec wymarciu. Ale zawsze jest nadzieja... Przecież gepardy już kiedyś musiały być w podobnej lub nawet gorszej sytuacji (powód małej zmienności genetycznej) i udało im się przetrwać tzw, wąske gardło, czyli znaczny spadek liczebności populacji...
Ostatnie badania wykazały, że gepard jest silnie zmodyfikowanym przedstawicielem Felininae (tzw. małe koty), a jego najbliższymi krewniakami są puma i jaguarundi. Tak niewiele jeszcze o nich wiemy...