niedziela, 22 lutego 2009

Trzy przypadki okrucieństwa, trzy przypadki głupoty...

Zastanawiam się co różni niektórych ludzi od pierwotniaków czy wrotek. Może te okrucieństwo wobec zwierząt, które często się spotyka, a które najczęściej niezauważalne przez innych zamienia się w ciche cierpienie. Jeśli ktoś twierdzi, że problemu nie ma, zapraszam na allegro, gdzie co chwila jest organizowana aukcja, aby uratować zmaltretowane zwierzę. Ostatnio na Animal Planet (rodzice kupili satelitę) był program o policji dla zwierząt. Nie wiem dokładnie jak się ta organizacja nazywała, ale tak mniej więcej można opisać ich funkcję. Były tam dwie historie: jedna o psach rasy bernardyn, druga o kotce.
Bernardyny w piwnicy
Bernardyny zostały zabrane przez policję z piwnicy domu. Psy, które były braćmi, były tam przetrzymywane. Pomieszczenie nie miało okien, a na ziemi walały się psujące resztki mięsa. Zabrane z tego miejsca od właścicielki, która twierdziła, że się nimi dobrze opiekowała, były bojaźliwe i wychudzone. Oba psy zostały przywiezione do lecznicy. Do tej pory nawet nie mogłam nigdy sobie wyobrazić, że dwa tak potężnej rasy osobniki mogą być tak chude. Jeden z nich miał około 50 kg, drugi około 30. Przez brudne futro było widać żebra. Kiedy dostały miskę jadły tak jakby od dawna nic nie miały w pysku. Obaliło to tłumaczenie właścicielki, która twierdziła, że psy po prostu nie chcą jeść od pewnego czasu i stanowiło powód do oskarżenia jej przed sądem. Po kilku kąpielach futro odzyskało naturalny wygląd. Niedługo potem znaleźli się też ludzie, którzy pokochali dwa dorosłe osobniki. Wprawdzie zamieszkały w osobnych domach, ale czasem się spotykały na spacerze. Zastanawia mnie tylko jedno: czy można wytłumaczyć jakoś irracjonalne zachowanie byłej ich, na szczęście, właścicielki? Na szczęścia ta historia i następna o kotce zakończyła się dobrze.
Połamana łapka
W tym przypadku można wytłumaczyć właściciela, który był chory psychicznie i nie mógł odpowiadać za swoje czyny. Mimo wszystko scenariusz tutaj przedstawiony nie jest wyjątkiem na świecie i zazwyczaj dotyczy zdrowych osób na ciele i umyśle. Była to historia o kotce z czarnymi znaczeniami i jasno-niebieskimi oczami. Żona człowieka, który jej to zrobił zawiadomiła władze, które wzięły kotkę do kliniki weterynaryjnej. Została ona rzucona na ścianę z ogromna siłą , w wyniku czego kość w tylnej łapie została całkowicie potrzaskana. U zwierzaka owy uraz powodował niesamowity ból. Zostały jej podane bardzo mocne środki przeciwbólowe, a następnie kotka została przewieziona do szpitala weterynaryjnego. Zdjęcie urazu była straszne: kość normalnie prosta i gładka została roztrzaskana na kilka kawałków oddalonych od siebie o kilka milimetrów. Rozpoczęła się operacja, mająca na celu uratowanie łapy. Operacja się udała, a kotka, jeszcze kulejąca, trafiła do tymczasowego domu. Oba te przykłady pochodzą z dalekiego USA i niektórzy mogą kiwnąć ręką z miną, która mówi: nas to nie dotyczy. Naprawdę?
Łopatą, kijem czy kopnąć?
Oto przykład z Środy Wielkopolskiej, odległej od miejsca w którym mieszkam o 10 kilometrów. Koleżanka ma kota, nawet kilka. Koty znajdują się najczęściej w domu, ale są także wypuszczane na zewnątrz. Urodziły się one w domu, potrafią korzystać z kuwety. Ostatnio, kiedy wrócił do domu jej kot, był poobijany i ogólnie można powiedzieć, że lekko przetrącony. Nie był to pierwszy raz. Pewien czas wcześniej jej kotka wróciła do domu z obitym pyskiem, przez co nie mogła oddychać. Wszystko wskazywało na to, że ktoś zwierzę potraktował łopatą. Sytuacja jak widać powtarza się, a ktoś udomowione zwierzę katuje czy to z zabawy czy to z nienawiści. Warto wspomnieć, że nie była to pierwsza tego rodzaju sytuacja. A teraz mam pytanie dla tych "mądrych", którzy szczują zwierzęta, głodzą, maltretują: czym was potraktować = kijem? łopatą? A może kopnąć w szanowne cztery litery, aby rozum powrócił?