poniedziałek, 29 grudnia 2008

Genetyka mendlowska

Po długiej nieobecności postanowiłam, że wreszcie przeprowadzę reaktywacje. Z dwóch powodów. Po pierwsze kocham koty i chce o nich pisać. Drugi powód jest bardziej prozaiczny: póki pisałam utrzymywałam jakąś równowagę między szkołą a rozrywką, a teraz dosyć, że wszystko bierze w łeb, to jeszcze wpadłam w zamknięty krąg niepowodzeń. Trzeba czasem się odstresować i zapomnieć, a najlepiej przy tym co się kocha. Ostatnio dostałam zbiór czterech tysięcy pytań do testów z biologii dla licealistów i kandydatów na wyższe uczelnie. Mimo, że rok wydania to 1993, pytania i odpowiedzi są dziwnie znajome. Czytając miałam dziwne wrażenie deja vu ze sprawdzianów. A szczególnie, kiedy doszłam do genetyki. I znów widziałam krzyżowanie żółtych myszy, kolorowych świnek morskich i nakrapianych kurek. Znalazłam jednak jedną ciekawą krzyżówkę o kotach. Dlaczego więc nie rozmnożyc ich wirtualnie zgodnie z treścią zadania?
Czarna sierść kotów perskich dominuje nad kawową sierścią kotów syjamskich, natomiast długa sierść kotów perskich jest recesywna w stosunku do krótkiej sierści kotów syjamskich. Skrzyżowano czystej rasy czarnego długowłosego persa z czysto krótkowłosym syjamczykiem. Jakiego fenotypu można się spodziewać w pokoleniu F1 i F2?
Oto rodzice pierwszego pokolenia:

W naszym przypadku to dumny czarny kocur perski i syjamka starego typu. A teraz zobaczmy jak na tzw. szachownicy wyjdą nam możliwe kombinacje genów. Dla wyjaśnienia podam, co oznaczają podane litery: K,k - kolor; D,d - długość futra; K - czarny kolor futra, cecha dominująca; k - kawowy kolor futra, cecha recesywna czyli w spotkaniu z cechą dominująca nie ujawnia się; D - krótkie futro, cecha dominująca; d - długie futro, cecha recesywna. W powyższej krzyżówce widać, że wszyscy potomkowie tej pary będą mieli identyczne geny, czyli KkDd, co oznacza, że będą to małe czarne kulki z krótkim włosiem, mniej więcej takie: A teraz skrzyżujemy właśnie dwa takie osobniki, aby otrzymać drugie pokolenie. Oto nasi rodzice: A więc szachownica będzie wyglądać tak: Analizując tą tabelę mozna zauważyć, że prawdopodobieństwo narodzin czarnego kota z krótkim włosiem wynosi 9, z długim 3, natomiast o kawowym umieszczeniu odpowiednio 3 i 1. Wszystko to jest zgodne z pierwszym i drugim prawem Mendla, które brzmią:
  1. Pierwsze prawo Mendla (prawo czystości gamet) - każda gameta wytwarzana przez organizm posiada tylko jeden allel z danej pary alleli genu. Wynika z tego, że każda Komórka płciowa musi zawierać po jednym genie z każdej pary alleli.
  2. Drugie prawo Mendla (prawo niezależnej segregacji cech) - geny należące do jednej pary alleli są dziedziczone niezależnie od genów należących do drugiej pary alleli, w związku z czym w drugim pokoleniu potomnym (F2) obserwuje się rozszczepienie fenotypów w stosunku 9:3:3:1 . (definicja pochodzi z Wikipedii)

Dla wyjaśnienia allelami w naszym przypadku są litery K, k, D, d. Prawa te zostały sformułowane w XIX wieku przez Grzegorza Mendla, kiedy o genetyce nic nie wiedziano, ani też nie wierzono w możliwość ingerencji w to co stworzyła natura. Prawa te, zakonnik sformułował na podstawie obserwacji zmienności cech u grochu zwyczajnego. Na jego szczęście jego przełożony nie wyraził zgody na wprowadzenie w etap realizacji wcześniejszego zamiaru rozmnażania myszy, ponieważ to co po wielu latach hodowli dało się zauważyć u roślin, u bardziej skomplikowanych organizmów byłoby trudne. Życie jak zwykle bywa bardziej skomplikowane. A kto wie czy gdyby nic z tych badań nie wyszło, dzisiaj mielibyśmy niebieskie róże i odporne na warunki odmiany kukurydzy... Jednak w czasach Mendla jego pracy o dziedziczności nie doceniano. Kpiną losu jest to, że dziś jego imię kojarzy większość z tego powodu, a nie za doceniane za jego życia badania meteorologiczne.

Wracając do naszych kotków. Oto wszystkie możliwe kombinacje: Czy nie są śliczne? ^^

Wszystkim zyczę udanego roku 2009, spełnienia marzeń i wytrwaniu w postanowieniach!

sobota, 27 września 2008

Formalina

Wieczór, 26 września, Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, Collegium Anatomicum, Katedra i Zakład Anatomii Prawidłowej, jedna z sal...
Noc Naukowców
Skąd wzięłam się w tak dziwnym miejscu? Wszystko z powodu Nocy Naukowców organizowanym w wielu miastach naszego jak, nie patrzeć, nie do końca normalnego kraju. Nasza klasa i pierwsza biochemu udaliśmy się na Uniwersytet Medyczny, przedtem odwożąc drugą mat-fiz na Politechnikę Poznańską. Noc Naukowców to jak nie patrzeć ciekawy pomysł. Można za darmo posłuchać ciekawych wykładów (np. o kacu) i zobaczyć uczelnie na których kiedyś będzie się uczyło lub nigdy nie będzie okazji nawet ich zobaczyć z zewnątrz. Wszystko w ramach idei rozpowszechniania wiedzy. Weszłam z Świstaczkiem na drugie piętro Collegium Anatomicum. Stałam przed szklanymi drzwiami Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej. Drzwi tak podobne jak te w Puszczykówku. Wydawało się, że znalazłam się przed salą operacyjną. Czekałam. Tłum robił się coraz gęstszy, co chwilę ktoś się przeciskał jako, że niefortunnie cała grupa stała w przejściu na schody, a za drzwi wychodziły pojedyncze osoby. W końcu weszliśmy. Korytarz, następne drzwi. Z lewej strony było kilka wejść do pomieszczeń, z drugiej umywalki, wiele umywalek.
Formalina
Weszliśmy do pierwszej sali ponumerowanej jako A. Na środku ludzki szkielet, w pudłach natomiast różnorodne kości. W kolejnych pomieszczeniach natomiast były ludzkie serca i płuca wyciągnięte z formaliny. Ponoć były też jelita, żołądek i nerka, ale drzwi były zamknięte, gdy byłam w tamtej części budynku. Najbardziej jednak dziwnym widokiem były dwa stoliki przykryte białą tkaniną. A raczej nie stoliki, ale to co leżało na nich. Na obu były szczątki ludzkie. Może trudno w to uwierzyć, ale były to autentyczne kończyny. Obdarte ze skóry, jedynie na dłoniach i stopach zachowana była skóra i paznokcie. To było dziwne. Widać, że owe "rzeczy" były często używane na różnych pokazach dotyczących anatomii. Rzeczy? Preparaty? Nie wiem jak to nazwać. Z jednej strony nie widzieliśmy tam twarzy, a leżały tak jak różne modele używane na lekcjach. Każdy mógł je potknąć, podnieść, zgiąć nogę specjalnie przeciętą tak, aby było widać funkcjonowanie kolana. Dzieci, dorośli... I to było dziwne... Przecież to był kiedyś człowiek... Przez to wszystko i te dzieciaki będę znowu rozmyślać o wartości człowieka. Ale przecież to blog o kotach, a nie wycieczce. Co więc może mieć wspólnego? Ano w jednej z sal, w gablotach poustawianych pod ścianą był kotem. Mały kotek. Rozcięty na pół, rudy, wielkości świnki morskiej, która była zresztą obok. Ale co robił taki preparat (z braku lepszego określenia) na medycynie? Łapki rozłożone na szerokość pojemnika, z lewej strony ogonek. Rudy, tak chyba rudy. Nie wiem czy formalina zmienia kolor różnych rzeczy. Wiem tylko, że powoduje wymywanie jonów wapnia z kości, co doprowadza do tego, że kości stają się elastyczne jak... plastelina! Wyróżniały się dwa kolory: niebieski i czerwony. Taaa... Nietrudno zgadnąć kiedy jest się na biochemie i przeglądało podręcznik co to znaczy: oto mamy z do czynieniem z układem krążenia u ssaków.
Serduszko puka w rytmie cza-cza
Serca ssaków są bardzo podobne do siebie. Nie wiem na ile jednak podobne jest serce człowieka i kota typu domowego. Cóż po tym co widziałam na pokazach, muszę stwierdzić, że jest to organ bardziej skomplikowany niż to przedstawiają na obrazkach. Zresztą można to zauważyć np. u świni, której serce jest bardzo podobne do ludzkiego (no rzadko nawet gdy mamy na obiad przyrządzić je zastanawiamy się pewni jak ma się to analogicznie do /tu wstawić odpowiednią nazwę ssaka/),. W każdym razie w stosunku do świńskiego narządu są prowadzone próby przeszczepienia człowiekowi. Ale wracając do kotów i mając świadomość, że jest ono mniejsze niż powyższych gatunków. Ogólny plan budowy prezentuje się następująco: Serce jest czterodziałowe: składa się z dwóch komór i przedsionków. U osobników dorosłych ponadto zachował się tylko lewy łuk aorty (to ta gruba rura między tymi dwoma niebieskimi u góry, co wygląda jakby zawracała). To rozróżnia serce kota od wróbla, który jako ptak ma zachowany prawy łuk aorty. Serce ma za zadanie pompować krew tak aby wszędzie docierała. Na krew składają się: - osocze - ciecz, składająca się z wody (90%) i białek (10%); - erytrocyty przenoszące tlen i około 20% dwutlenku węgla; - limfocyty (krwinki białe), mające wiele ważnych zadań; - trombocyty (płytki krwi) odpowiedzialne za krzepnięcie krwi. Zresztą erytrocyty czyli krwinki czerwone z boku wyglądają jak biszkopt, a góry jak talerz. Spowodowane jest to tym, że u ssaków nie występuje w tych komórkach jądro, co ogranicza ich własne procesy do minimum zużywania tlenu, jednocześnie skracając im życie. Oczywiście są wyjątku. Tymi wyjątkami są lama i wielbłąd, które mają te komórki w kształcie kulki podobnie jak na przykład rechoczące wieczorami żaby. Krew jest tkanką łączną, tak samo jak tkanka kostna tworząca kości, chrzęstna (chrząstka) i tłuszczowa, będąca zmorą dla osób dbających o linię, a których komórek nie da się usunąć, a tylko zmniejszyć. Jednak w porównaniu do innych krew jest tkanką płynną, która krąży w dwóch obiegach. Poza tym jest ona czerwona, bo posiada barwnik znany wszystkim jako hemoglobina. No i właśnie dzięki temu barwnikowi komórki mogą przenosić tlen, ponieważ wchodzą w nietrwałe związki. Krew krąży w dwóch obiegach: małym i dużym. Mały polega na tym, że ciężarówka (erytrocyt) jedzie z bazy (serca) do punktu przerzutowego (płuc), gdzie zabiera towar za granicy organizmu, a mianowicie tlen. Następnie wraca do serca, skąd jest odsyłane do punków skupu, czyli komórek, które maja zapotrzebowanie, a następnie wracają do serca, czasami mając na lawecie dwutlenek węgla. Dlaczego to takie ważne? Niektóre organy jak mózg potrzebują tlenu, bo inaczej w kilka minut obumierają. W przypadku najbardziej wrażliwego na niedobór tej cząsteczki (tlen zawsze występuję w cząsteczce na którą składają się dwa atomy tlenu - no cóż najważniejsza informacja w równaniach i na lekcji chemii) czyli już wspomnianego mózgu po prostu następuje śmierć. Nie wiem niestety co dzieje się dalej ze świadomością. I chyba nikt tego nie wie. I tu bardzo ważne jest serduszko. Działa jak pompa. Zbudowana jest z tkanki poprzecznie prążkowanej serca, która kurczy się niezależnie od naszej woli, szybko i rytmicznie. Jest to tkanka poprzecznie prążkowana ponieważ, gdy ktoś miałby okazje włożyć ją pod mikroskop świetlny, to zobaczy paski/prążki. Tak naprawdę to tylko efekt świetlny, złudzenie optyczne. Hmm, mówiąc szczerze chciałabym widzieć jak wyglądamy w oczach kota, psa, motyla lub pszczoły. Mogło to być bardzo ciekawe doświadczenie. Może biały kot wcale nie jest biały, z czarne, nie jest czarne? No więc te komórki mięsni tworzą siatkę, dzięki czemu jak serce się kurczy to kurczy się ze wszystkich stron. Samo też jest otoczone błonami i naczyniami krwionośnymi, aby nie umarło. Tak, serce jest bardzo ważnym narządem. I kto mówi, że człowiek jest tak strasznie wyjątkowy? Przepraszam, że trochę przynudzałam, ale nabrałam ochoty na ogólny układ u ssaków. Zresztą moje inspiracje już podałam na samej górze. Jestem zmęczona, niewyspana, nie mam na nic czasu i wszystko przez szkołę! Ale bez szkoły w obecnych czasach bardzo niewiele się osiągnie. Chyba, że ma się mocne tzw. plecy. Hmmm... Tata patrzy za jakąś małą działką, w którą się ulokuje oszczędności (chyba nie ma osoby co nie wie o krachu i rosnącej inflacji). A jeśli się to uda spełnię jedno marzenie. I będę bliżej spełniania drugiego, a właściwie drugich, co chodzą na czterech łapach... Marzenia, dobra rzecz.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Helskie koty

Hel czyli pobyt 410 km od domu
Skończyły się moje wakacje, które spędziłam z rodzicami na Helu. Pamiętam jak tam wyglądało 6 lat temu, kiedy mało kto wiedział o tym miejscu. Pustki na ulicach, toaleta, że lepiej nie mówić, fokarium z jednym basenem, na plaży nie działo się nic i ta drożyzna! A teraz? Ludzi jak mrówek, którzy zjeżają się na plaże, Muzeum Obrony Wybrzeża (przyznam się, że właśnie w pierwszym roku spacerowałam z rodziną po bunkrach z latarką, uważając, żeby nie wpaść w dziurę lub wejść w kolejną kałużę - i to było najlepsze, tak chce zapamiętać te miejsce) albo do fokarium z okolicznych miejscowości w pochmurne dni. Ale przynajmniej nasza wagonowa toaleta prezentuje o niebo lepszy standard. Chyba nawet jest tam trochę lepiej niż u nas w mieszkaniu, ale cóż nasza domowa ma już swoje lata i stare zatykające się rury. Nawet w fokarium przez te lata zaszły zmiany. Zbudowano dwa dodatkowe, ale też płytsze baseny, uruchomiono muzeum, zmarły dwie foki w tym niezapomniany Balbin, a także: podniesiono opłatę za wstęp! Na plaży, w mieście (niepotrzebne skreślić) co chwilę jakieś wydarzenia: jak nie aerobik i możliwość przejażdżki bananem, to pokazy wojskowe, desanty i tak dalej... Teraz trzeba iść daleko w bok w piasek, bo połowa miejsc na plaży jest zajęta przez stragany i łodzie motorowe dla ludzi z kasą. Ale za to zlikwidowano zjeżdżalnie, która była tam od początku moich przyjazdów na turnusy zakładowe. Nawet ta drożyzna znikła, bo... Zbudowano w tym roku Polo!

A ja kochałam ten dawny Hel. Nawet w tym roku dziki się zbuntowały i podchodziły pod wagony. Sklepik już w tamtym roku zlikwidowano, ale w tym znikły też ostre psy co chodziły na tamtym miejscu. Tylko koty zostały...

Wokół wagonu

A tam koty wydaje się, że takie zwykłe dachowce. Mimo, że spotkać można tam wiele ras psów, nawet tak egzotyczne jak ten najmniejszy na świecie, a którego nazwy nie potrafię poprawnie napisać, to rasowych kotów ani śladu. Ale za to tamte dachowce są niezwykłe. Ten kolor, deseń na futrze zapada w pamięć. Chyba jednym z pierwszych jakie spotkałam był zwykły burasek w poprzeczne czarne (a może o kolorze takim jak ma gorzka czekolada) pręgi. Niby niczym takim się nie wyróżniał, ale ta wielkość! Jak siedział pewnego razu na wydmie w pobliskim lasku, to nie wiedzieliśmy czy to kot czy jakiś nie wyrośnięty ryś! Wspaniały, tylko te uszy nieproporcjonalnie małe. Jednak najbardziej będę pamiętała innego, który kilka razy mignął przed wagonem. Biały kot w kilka dość dużych szarych, nie, nie szarych, ale srebrnych łat w prążki. Dość duży, widać też było, że nie posiada właściciela. Taki wychudzony i ten ogon! Właśnie ogon, po nim zawsze go rozpoznawałam, ponieważ miał ucięty. Nie wiem dlaczego i to z pewnością pozostanie tajemnicą dla mnie. Czasem było mi go szkoda. Gdyby miał dom lub kogoś kto by się nim opiekował cały rok naprawdę byłby wspaniały. Jednak ponoć starych drzew się nie przesadza...

Mam nadzieje, ze takiego losu nie doświadczy ten mały kotek co siedział kilka razy jak szłam na miasto. Ot taki zwykły czarno - biały (ale więcej tego białego miał, o wiele więcej). Jednak niezwykle dziki. Spoglądał z wysokiej trawy na nas, ale niech ktoś tylko się zbliżył bliżej niż półtora metra: czmychał szybko znikając z oczu.

Na stacji natomiast widziałam, najczęściej w godzinach popołudniowych wylegującego się na słońcu, brązowego kota. Brązowy? Ale tylko z daleka! Z bliska okazywało się, że to szylkretka (na 99% kotka) w malutkie rude i czarne łatki. Śliczna. Była też jedynym kotem, który pałętał się w pobliżu naszego ośrodka, a którego widziałam także na mieście. Niestety przez ostatnie dni pobytu w kurorcie już go nie spotkałam.

Czarno - białe cztery łapy

Na mieście królowały koty w wersji czarno - białej. Najczęściej spotykałam typowe diabelskie zwierzę przynoszące pecha... Jasne... A ja jestem czarownicą... Ale wracając do tego czarnulka. Nie bał się on ludzi jak tamte, ale widać było, że jest zaniedbany. Skłutonione futro było tego najlepszym dowodem. Pozostało tylko mieć nadzieje, że nie było to spowodowane jakimiś problemami zdrowotnymi.

Dzień przed wyjazdem siedząc na ławce i czekając na mamę (właśnie wróciliśmy z plaży, na którą ona nie poszła) tata wskazał mi na bramę. No brama jak brama: zielona, ale pod bramą byczył się potężny czarno - biały kot. Ciekawie to wyglądało, bo połowa jego ciała znajdowała się z jednej strony furtki, a druga oczywiście z drugiej. Kolory też miał w podobnej proporcji. Leżał i spał. Chyba zmęczył go tego dnia panujący upał, bo wylegiwał się w potężnym cieniu.

A w Gdyni też widziałam kota. Szukając reklamówki (na molo nie ma czego szukać jakiegokolwiek kiosku) na darmowe picie rozdawane na molo (trochę tego się uzbierało) zobaczyłam jak siedzi na trawniku czarno - biały kot. Taki typowy, a jednak go zapamiętałam jako, że był to jedyny jakiego widziałam w tamtym mieście.

Był jeszcze jeden kot o tym umaszczeniu. Charakterystyczne było to, że miał białą bródkę a reszta pyszczka czarna. Często kręcił się po ośrodku Tarnowskich Gór.

Sejmik i kocia arystokracja

Raz jak szłam na miasto wieczorem widziałam dziwne zjawisko. Chyba z pięć kotów (wszystkie dorosłe) zjawiło się w jednym miejscu. Nie było tam jedzenia, picia, nic... A do tego jedyne czym się zajmowały to siedzeniem w jednym miejscu i patrzeniu na dróżkę, gdy chodzili po niej ludzie. Kilka stamtąd odchodziło. Dziwne. Naprawdę nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.

Wtedy pierwszy raz spotkałam się z jedną kotką. Widziałam ją wtedy tylko z tyłu. W tej pozycji powiedziałabym, że to rosyjski niebieski. Ten kolor futra wspaniale odbijał się na tle innych kocich towarzyszy. Widziałam ją jeszcze tylko dwa razy. Raz po prostu przeszła przez drogę i rozpłynęła się w gęstej trawie. Drugi raz była jak wychodziła z ośrodka poznańskiego spod wagonu naszego ciecia. Najpierw mignął i schował się pod wagonem kot którego mogłabym powiedzieć, że był marmurkowy. Jak zobaczyłam kolor jego i wzorek pierwsze skojarzenie miałam po prostu z babką marmurkową. Miał taki kolor jaki ma babka z zewnątrz, ale wzorek jaki te smakowite słodkie posiada w środku. Nie reagował na wołanie. Żartowałam, że pójdę po niego i go wezmę. Po prostu ten wyrośnięty kociak mnie zauroczył. Wtedy odezwała się pani Danka mówiąc, że jak przyjdzie jego matka to na pewno na to nie pozwoli. I przyszła. Znowu ten niebieski kot. Teraz było widać doskonale jego mlecznożółte oczy i mały biały krawacik.

Aż dziw bierze, że są to koty niczyje. Żyjące dziko na pograniczu lasu pełnego dzikiej zwierzyny i cywilizacji reprezentowanej przez wagony ośrodków wczasowych zapełniających się na trzy miesiące. Jednego jednak im nie można odmówić: wdzięku. No i tej wolności, którą się cieszą...